niedziela, 29 sierpnia 2010

Trudna decyzja.


Lekarze wyprowadzili mnie z pokoju. Widzieli, że nie mogę już wytrzymać. Jeden złapał mnie za rękę i zaprowadził do kuchni.
-Bardzo mi przykro. Lepiej, byś teraz wyjechała stąd. Uwierz mi. Jestem psychologiem. Jeśli chcesz, weź 3 rzeczy po swej mamie. Tak będzie lepiej...-położył mi dłoń na barku.-Przykro mi.
Zsunęłam jego rękę a łzy spłynęły mi po twarzy.-Nie będziesz mi rozkazywać!! Wezmę tyle, ile chcę!! A mówisz z litości, że ci przykro!! Idź stąd!!
Grymas pojawił się na jego twarzy, po czym wyszedł.
Wyjęłam starego SonyEricssona z kieszeni i wybrałam numer Michaela po czym nacisnęłam przycisk zaczynający rozmowę. Odebrał po 2 sygnałach.
-Cześć, Michael.-zadrżał mi głos.
-Co się stało?!Kochanie, czemu płaczesz??-słyszałam przerażenie w jego głosie.
-Co? Zabito moją mamę!! Rozumiesz?? Jestem sierotą!! Mam tylko ciebie i twoją rodzinę!! Rozumiesz?? Jestem sierotą!!-zaczęłam płakać. Potoki łez wylewały mi się z oczu.
-Oh, Susie!!Tak mi przykro!!O której mam przyjechać po Ciebie??
-Jak najprędzej!-wyłączyłam się. Nie chciałam go jeszcze bardziej pogrążać. Telefon znów zadzwonił. Dzwonił doktor który stwierdził zgon.
-Ciało pani matki zniknęło! Nie wiem jak to się stało! Jest mi bardzo przykro...
-Wy fujary!!-rozłączyłam się. Czy już żadnej służbie zdrowia nie można ufać?
Została mi jakaś godzina, by spakować do torby swoje rzeczy i parę rzeczy po mojej mamie. Gdy się spakowałam podeszłam do pokoju mamy i oparłam się o framugę. Tyle pięknych chwil... Łza, kolejna do ,,kolekcji'' spłynęła mi po policzku i z cichutkim chlupnięciem uderzyła o podłogę. Powoli weszłam do pokoju. Wyjęłam z jej szafki nocnej dwie buteleczki perfum. Podeszłam do szafy i wyjęłam jej szlafrok, ulubione 4 bluzki i kapelusz, który bardzo często nosiła. Wszytko pachniało nią, bo było jeszcze nie uprane. Wzięłam jeszcze ręcznik. Na koniec zostawiłam sobie jej pościel. Zdjęłam całą. Rzeczy mamy były w jej torbie. Usłyszałam odgłos podjeżdżającego auta. Potem tylko trzask drzwi i kroki. Michael podbiegł do mnie i mnie przytulił. Ścisnęłam go z całej siły.
-To okropne!!-płakałam. Michael miał całą, swą białą obcisłą bluzkę w mych łzach. W garściach trzymałam jego założoną luźno koszulę.Prawie zrobiłam w niej dziurę. Pogłaskał mn9e delikatnie po głowie. Przeniosłam dłonie na jego włosy. Złapałam z całej siły jego loki i ścisnęłam. Michael jęknął z bólu. Odsunęłam się od niego i bezsilnie opadłam na łóżko. Schowałam twarz w dłoniach.
-Przepraszam...-wyszeptałam.-Przepraszam.-tym razem postarałam się powiedzieć to mocniej, ale brzmiało, jakbym wypowiedziała to mając wielką gulę w gardle.
-Za co?-usiadł obok mnie i objął ramieniem.
-Zobacz.-pokazałam mu palce, które były we krwi. Przebiłam jego ubranie i zadrapałam plecy.
-Nic nie szkodzi, wiem co przeżywasz... choć... - wziął mnie na ręce i dziarsko zaniósł do auta. Usiadłam obok niego, a on kierował. Pół drogi siedzieliśmy w ciszy. Nagle naszła mnie straszna myśl. A jeśli... a jeśli ten ktoś chce zabić wszystkich moich bliskich? Wygoniłam tą myśl z głowy. Ale powróciła. Musiałam się zwierzyć Michaelowi.
-Michael...
-Tak?-na jego twarzy pojawił się ból. Możliwe, że myślał o tym samym.
-Nie chcę... ale muszę to powiedzieć... a jeśli... jeśli ten ktoś będzie chciał zabić resztę moich bliskich?
Nie odpowiedział.
*
-Susie, nie ma mowy, nie martw się. Mi nie podskoczą. Śpij.-pocałował mnie w czoło i wyszedł. Nie mogłam. Nie mogłabym sobie wytłumaczyć gdyby zabito Michaela i jego rodzinę. Nie chciałam stwarzać niebezpieczeństwa. Po cichu wstałam z łóżka i chwyciłam długopis, po czym chwyciłam kartkę. Podeszłam do okna i położyłam przybory na parapecie. Nie chciałam tego robić. Ale musiałam. To było dla ich dobra.

,,Drogi Michaelu,
Nie mogę zostać tu sekundy dłużej. Kocham cię. I nie chcę, by cię zabito wraz z twoją rodziną. Najlepiej, zapomnijcie o mnie. Będę się włóczyć i tak dalej, ale wy będziecie żyć. To ja przyciągam te wszystkie kłopoty. Wybaczcie. Wybacz, że opuszczam cię w taki sposób. Ale boję się nawet do ciebie podejść. Wybacz.
Kocham cię na zawsze.
Susie ''

Ubrałam się i położyłam karteczkę na jego poduszce. Wzięłam tylko dużą butelkę wody i wyskoczyłam przez okno. Powolnym krokiem ruszyłam gdzie mnie nogi poniosą. Usiadłam przy starym drzewie w małym lasku. Spojrzałam w gwiazdy, po czym spojrzałam w las. Zawsze się bałam siedzieć samemu gdy ciemno na dworze. Ale tym razem było inaczej. Bałam się tylko o Michaela. I tęskniłam. To była straszna tęsknota. Miałam dość cierpienia i położyłam się na miękkim mchu, po czym zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz