środa, 21 lipca 2010

Dom.


Delikatnie nacisnęłam klamkę frontowych drzwi. W głowie ciągle miałam smutną minę Michaela. Potrząsnęłam głową ,,Nie, tak nie może być. On nagrywa płytę, ja jestem u mamy.'' Otworzyłam drzwi. Nic tu się nie zmieniło od... jakiegoś roku. Starając się nie obudzić mamy, szybko zdjęłam kurtkę i wzięłam walizkę, by zanieść ją na górę.
Otworzyłam drzwi od pokoju.
-NIESPODZIANKA!-wydarła się niespodziewanie mama. Pokój był ozdobiony kolorowymi balonami, jakimiś kolorowymi girlandami...
-Mamoo... -jęknęłam. Nienawidziłam takich rzeczy jak niespodzianki i przyozdabianie pokoju.-I co, mamo, teraz mamy to posprzątać? No dobrze, jak chcesz.-położyłam torbę przy łóżku i ruszyłam w stronę baloników przywieszonych na ramie mojego łóżka.
-Nie!-krzyknęła mama łapiąc mnie za rękę.-Niech te dekoracje zostaną.-uśmiechnęła się.
-Mamo... nie jestem dziewięcioletnim dzieckiem które bawi i cieszy że pokój jest przyozdobiony. Nie zrozum mnie źle, wiem, ile trudu musiałaś sobie zadać, ale ja takich rzeczy nie lubię... Niepotrzebnie wydałaś pieniądze i się trudziłaś, bo teraz będzie trzeba to wszystko ściągać.-spojrzałam na baloniki porozwalane na ziemi.
-Jeszcze lepiej... -mruknęłam pod nosem.
-Oj Susie, zawsze musisz zachowywać się tak dorośle?
-Tak, muszę. No bo jak teraz się rozpakuję??
**
Wieczorem, po ,,atrakcjach'' które urządziła mi moja mama, wgramoliłam się na łóżko i przytulając poduszkę zaczęłam myśleć. O Michaelu. Nagrywał płytę, Bad. Podobno na nią teraz trzeba dać dużo pracy, wysiłku i tak dalej... Wiem, że Michael mnie okłamał. Nie chciał, bym wiedziała, że będzie to nagrywał około 4 lata. 4 lata będę musiała mieszkać u mamy... Nagle doznałam olśnienia. Nie muszę. Pobędę tu z miesiąc, by zrobić mamie przyjemność. Potem mogę pojechać do Gary. Potem do Michaela i tak na okrągło. Będę między nimi podróżować i to nam wyjdzie na dobre. Mama będzie szczęśliwa, poznam bardziej rodzinę Michaela, co mnie też cieszy bo oni będą mieli czas mnie poznać lepiej, Michael będzie zadowolony z moich odwiedzin... I tak miesiąc u każdego, aż w końcu zostanę u Michaela. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
***
Rano, gdy wyszłam z toalety już ubrana, uczesana, wymyta, zeszłam na dół. Nigdzie nie było mamy. ,,Hmm... pewnie jeszcze śpi. Wczoraj nieźle zabalowała.'' Ale, żeby sprawdzić czy mama śpi na łóżku (mogła spaść na podłogę), podeszłam do drzwi. Lekko nacisnęłam klamkę, by mocny skrzyp nie obudził mamy. Nie oszukujmy się, wszystko miało już swoje lata. Gdy otworzyłam drzwi, zatkało mnie. Była cała we krwi.
-MAMO!!!-podbiegłam do niej.-MAMO, SŁYSZYSZ MNIE???
Szybko wyciągnęłam komórkę z kieszeni i zadzwoniłam pod 112.

Gdy lekarze przyjechali, i po reanimacji mamy, jeden z nich, gruby, facet z zakolem, popatrzył się w moje oczy, po czym powiedział z westchnieniem:
-Nic już się nie dało zrobić.
Oparłam się o ścianę i osunęłam na dół.
,,Nic się nie dało zrobić''. Te słowa tak bolały. Teraz pobrzmiewały echem w mojej głowie. Kiedyś, gdy oglądałam z mamą filmy i tam tak lekarze mówili do rodziny, mama zawsze płakała, a mnie to nie ruszało. Uznawałam to za dziwne. Lecz dzisiaj poczułam to, co niektórzy na prawdę kiedyś przeżyli. Ból. Ból, jakiego nie da się porównać do niczego innego. Teraz wiedziałam, że słowa mogą zranić. Wstałam i podeszłam do mamy. Usiadłam koło niej i się do niej przytuliłam.
-Mamusiu... błagam cię... nie rób mi tego... nie odchodź... ja cię tak kocham... mamo... .
Czułam, że jestem na skraju wytrzymałości psychicznej. Najpierw ojciec, potem mama. Nikogo nie miałam. Nawet dziadków. Rodzice byli jedynakami. Żadnej rodziny. Żadnej. Oprócz Michaela i innych w Gary.
Byłam sierotą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz