
Obudziłam się o 3:00 w nocy i przetarłam wierzchem dłoni pot z czoła po czym spojrzałam w okno. Księżyc chował się za jasno szarą chmurką... przyłożyłam dłoń do mostka i wzięłam głęboki wdech. ,,To tylko sen'' powtarzałam sobie w myślach. Spojrzałam w lewą stronę, na Michaela i przejechałam dłonią po jego policzku.
-Nic mu nie jest...-szepnęłam.
Ciągle w głowie miałam obrazy postrzelonego Michaela. Michaela, którego głowę trzymam na dłoni i widzę jego pełne bólu, cierpiące oczy, widzę jak się krztusi, nie mogąc złapać powietrza.
Wstałam powoli z łóżka, włożyłam białe jak śnieg kapcie i ruszyłam w stronę łazienki. Gdy się w niej znalazłam, otworzyłam kurek, a z kranu wyleciała zimna woda. Nalałam ją do dłoni i przemyłam twarz. Musiałam się przebudzić, aby przestać myśleć o moim koszmarze.
Wyszłam z łazienki i spojrzałam na łóżko. Podeszłam bliżej i z góry patrzyłam na śpiącego Michaela. Tak słodko wyglądał... jak dziecko. Jakby podczas snu nic go nie obchodziło, jakby znikały wszelkie troski... zawsze mu tego zazdrościłam. Mimo tego, że miał wiele przeszkód w życiu, potrafił o tym zapominać. Żyć dalej. Żyć chwilą...
Obeszłam łóżko dookoła i położyłam się obok niego. Leżał odwrócony w moją stronę. Objęłam dłonią jego dłoń i mocno ścisnęłam, a po policzku poleciała łza. Może jedna. Nie pozorna. Ale wyrażająca wszystko to, co czułam.
Michael otworzył powoli oczy, po czym spojrzał głęboko w moje.
-Dzień dobry.
-Oh.-wyrwałam dłoń.-Obudziłam cię.
-Nie... czułem, że mnie potrzebujesz.-uśmiechnął się delikatnie, ścierając przed chwilą powstały pot z mojego czoła.-Co się stało? Wyglądasz na zmartwioną...
-Powiem ci jutro. Albo może wcale. Nie chcę Ci psuć humoru...
Popatrzył na mnie wzrokiem, który prosi, aby coś zdradzić.
-A więc, jak chcesz. Śniło mi się, że zostałeś postrzelony... Obudziłam się pół godziny temu. Martwię się o ciebie. Kocham cię.
Michael objął mój policzek dłonią, po czym delikatnie musnął moje usta.
-Odpocznij. Jutro będzie wielki dzień. Śpij. Dowiesz się...
Zamknęłam oczy i wtuliłam się w tors Michaela, a on zaczął nucić kołysankę, która mnie uśpiła...
*
-Gdzie mnie ciągniesz?
-Zobaczysz!
Krzyknął Michael wesołym głosem, ciągnąc mnie za rękę po plaży w jedno, nazwane przez niego, Magiczne Miejsce. Piach był zimny, a księżyc świecił w całej okazałości.
-Dobrze. To tu, kochanie.
Podeszłam powoli do czerwonego koca, na którym stał świecznik i leżały róże, a obok nich dwa talerze spaghetti bolognese.
-Ojej... Michael... to takie... nie umiem tego określić... dziękuję.-Tylko na tyle było mnie stać. Nie mogłam z siebie nic wydusić. To było niesamowite.
Oboje usiedliśmy obok siebie i Michael wziął jeden talerz do ręki. Gdy oboje zjedliśmy z jednego talerza, przy czym było dużo śmiechu, bo kluski fruwały na wszystkie strony, na dnie zobaczyłam coś świecącego.
-Michael? Czy to to, o czym myślę...?
Na dnie leżał pierścionek, ubrudzony sosem bolognese. Michael wziął go, przemył w miseczce z wodą, która stała na kocu.
-Susanne. Czy wyjdziesz za mnie?
-Micha...Mic...Mike... Michael ja.. nie wiem co powiedzieć... Jasne że tak!-rzuciłam się mu na szyję, a on założył mi pierścionek. Był piękny, srebrny z czerwonym diamentem w kształcie serca.
Ucałowałam go, a on mnie.
Gdy po godzinie rozmawiania i cieszenia się zmęczyliśmy, Michael wziął mnie na ręce i zaczał nieść do domu.
-Nie musisz, Michael.
-Nie. Jestem tak szczęśliwy, że mógłbym przenieść na jednym palcu największą górę na świecie.
Złapałam za jego koszulę i mocno się do niego przytuliłam.
-Kocham Cię.-szepnął mi na ucho.
-I love you more.-uśmiechnęłam się do niego triumfalnie.
Pokręcił żartobliwie głową.
**
-Ah. Pachniesz jabłkiem. Kocham ten zapach. Hehe. Śpij spokojnie...
-Przy tobie zawsze...-jedną rękę wsunęłam między jego rękę a głowę, a dłoń drugiej ręki położyłam na jego głowie.
-Przy tobie zawsze...- szepnełam i momentalnie zasnęłam, wsłuchana w jego miarowy oddech i bicie serca...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz