niedziela, 7 listopada 2010

Pepsi Commercial.


-Nie!
Otworzyłam leniwie powieki i spojrzałam w stronę, skąd dobiegał zły głos Michaela.
-Nie chcę być kojarzony z tym napojem! Dzieci i inni ludzie powinni pić wodę lub soki a nie takie paskudztwo!
-...
-I co z tego że będą z tego dochody!
-...
-Eh... dobrze , dobrze.
Rozłączył się i z głośnym hukiem odłożył słuchawkę. Byłam zdezorientowana.
-Michael, czy coś się stało?
-Tak! - przysiadł obok jeszcze nie rozespanej mnie. - Chcą abym był twarzą Pepsi... przecież to nie do pomyślenia!
-Oj Michael! - przeciągnęłam się i ruszyłam w stronę szafy, a grzebiąc w niej w poszukiwaniu odpowiednich ubrań, upomniałam Michaela.-Jesteś gwiazdą i tego od ciebie ludzie wymagają, abyś coś promował. Zgódź się i tyle.-zamknęłam szafę i otworzyłam drzwi łazienki, ale na chwilę przystając, spojrzałam na Michaela. -Spokojnie.-mrugnęłam do niego i weszłam się odświeżyć.
Letnie krople wody spadały na całe moje ciało i spływały, a ja czułam się rozluźniona. Oparłam się o kafelki i wzięłam szampon na dłonie, po czym zaczęłam rozsmarowywać go na moich czarnych, długich do pasa lokach. Spojrzałam na wannę. Z rana zawsze wolałam prysznic, bo mnie pobudzał, a wanna wręcz przeciwnie - usypiała. Po spłukaniu szamponu nałożyłam odżywkę. Moje włosy łatwo się niszczyły i musiałam je pielęgnować.
Westchnęłam.
Trzeba było wychodzić. Założyłam na siebie fioletowo-czarną tunikę z krótkim rękawem, czarną falbaniastą spódnicę w gotyckim stylu, czarne kabaretki i czarne glany.
Włosy wysuszyłam i je porządnie rozczesałam, wyprostowałam loki prostownicą i parę kosmyków spuściłam na ramiona, a resztę na plecy.
Pora uporać się z twarzą.
Najpierw umyłam zęby, obmyłam twarz zimną wodą i przetarłam ręcznikiem. Nałożyłam trochę pudru i pomalowałam rzęsy czarną maskarą, a usta przeźroczystym błyszczykiem.
Na lewą rękę założyłam bransoletkę z ćwiekami i wyszłam, kierując się ku kuchni z dłonią na brzuchu. Byłam strasznie głodna.
Michael siedział przy białym stole ze wściekłą miną. Wiedziałam z jakiego powodu i przewróciłam oczami, a Michael uważnie przejechał po mnie wzrokiem od dołu po górę i zrobił dziwną minę.
-Co? Dostałam te ubrania od... khm mojej ciotki... którą również zabito... pomyślałam, że wypadałoby je założyć.
-Nie o to chodzi, Susie. Wyprostowałaś włosy..
-A co, nieładnie mi? Ach, wiedziałam!-westchnęłam i leniwie poczłapałam do lodówki, wyjmując mleko i schylając się do szafki po płatki.
-Nie o to chodzi. Nigdy cię nie widziałem w wyprostowanych. A wyglądasz w nich powalająco. Jak i w lokach zresztą..
Odwróciłam głowę i spojrzałam w jego oczy. Migotały tam wesołe iskierki, a między nimi migała jedna, mała, zawadiacka.
Pokręciłam żartobliwie głową, a w ramach rewanżu postanowiłam skomentować jego ubiór.
-Wiesz co... a ja cię nigdy nie widziałam w skórzanej kurtce i czarnych skórzanych rękawiczek bez palców.-skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i uniosłam jedną brew, po czym oparłam się o blat.
-Ach... to.. wisiało tylko w szafie więc postanowiłem to założyć. - uśmiechnął się ukazując białe jak śnieg zęby.
Zaparło mi dech. Jego uśmiech przyprawiał mnie o dreszcze i stan który był bliski zemdleniu.
-Dobrze się czujesz?- spytał troskliwie.
-Tak, tak... - wymamrotałam i wróciłam do robienia sobie płatków.
Byłam z nim już zaręczona a nadal byłam bliska zemdlenia gdy na niego patrzyłam. ,,Opanuj się, dziewczyno!''
-A ty coś jadłeś? - spytałam, nie odwracając się w jego stronę i sypiąc sobie płatki do lekko różowej miski.
-Tak... Aha. Ym. Dzisiaj muszę jechać tam aby załatwić wszystko z ta pepsi.
-Spoko.-wstawiłam płatki do mikroweli na półtorej minuty.-Może pojechać z tobą? Wiem, że masz łeb na karku, ale czasem przydaję się gdy wybuchasz gniewem, a wystarczająco cię dzisiaj rano podminowali..
-Nie... nie jedź ze mną. Nie musisz. Poproszę jednego z moich ochroniarzy, weźmie cię do miasta..
-Michael, czy ty mnie zbywasz?- spojrzałam na niego z wyrzutem, nie zwracając uwagi na pikającą mikrowelę informującą o gotowym daniu.
-Nie. Tylko... Będą tam moje fanki, które stoją za bramką i taka jedna... Vill. Vill jest strasznie zawistna, a jest moją menadżerką...
-Musi mnie w końcu poznać, a mi nie podskoczy.
Wyjęłam płatki z mikroweli i położyłam na stole, siadając na przeciwko Michaela.
-Jestem Twoją narzeczoną... powinna mnie poznać.
Spojrzałam mu głęboko w oczy, a on odwrócił wzrok.
-Masz mnie dość? Ok, rozumiem. - wstałam i poszłam do holu, założyłam moją skórzaną kurtkę i wyszłam.
Musiałam to wszystko przemyśleć, bo mętlik w mojej głowie narastał z każda chwilą.
Na początku myślałam, że mu na mnie zależy... ale potem... dzisiaj.. .Kiedyś mnie ciągnął za sobą na różne konferencje i tym podobne. A po zaręczynach się zmienił. Jakby już nie musiał się o mnie starać.
Przysiadłam na ławce obok lasu i zaczęłam cicho pochlipywać. Był przecież gwiazdą i mógł mnie w każdej chwili porzucić.
Wykręciłam w telefonie numer do Andrei. Tak dawno z nią nie rozmawiałam.
-Halo?-zabrzmiał jej aksamitny głos.
-Andrea!-krzyknęłam do niej szczęśliwa.
-Susie! Boże, jak dawno nie rozmawiałyśmy. Czemu płaczesz?
Umiała mnie przejrzeć na wylot..
-Ok. Bo ogólnie dużo się stało... moją mamę... zamordowali... wczoraj się zaręczyłam z Michaelem.. no i on dzisiaj ma pojechać podpisać kontrakt z pepsi, zaoferowałam mu się, a on mnie odrzucił. Od paru dni zachowuje się jakby miał coś na sumieniu. Mam dwie spekulacje. Pierwsza - ma mnie dość po wczoraj. A druga - przełknęłam ślinę. -zdradza mnie.
-Susie! Sama znasz tego swojego em dżeja, hehe. W każdym bądź razie może ma dzisiaj ciężki dzień. Daj mu spokój, nie odzywaj się. Wieczorem coś go złapie za serce, uwierz mi.
-Och, dzięki. Może rzeczywiście za bardzo się mu narzucałam.. ok. Jak coś, dzwoń. Do widzenia.
-Pa!
Rozłączyłam się i spojrzałam na dom.
Rzeczywiście. Zwalałam winę na niego, a nie myślałam o sobie. W myślach widziałam jego zdezorientowaną minę.
Wstałam z ławki i pobiegłam do domu.
Stojąc przed drzwiami od kuchni, wzięłam głęboki wdech i otworzyłam.
...
-Michael?!! Co tu się dzieje??- jakaś dziewczyna była do niego nachylona, a on miał zdezorientowany wzrok.
Dziewczyna podeszła do mnie, chcąc wyjść, ale wróciła się i dotknęła mojego ramienia palcem wskazującym, mówiąc:
-Cóż... takie są gwiazdy. Nie popilnujesz ich, a one mieszają za twoimi plecami.-przygryzła wargę i wyszła.
Łza zakręciła mi się w oku i pobiegłam do salonu wyjąć walizkę szafy i wpakować ubrania.
-Susie! To nie tak! To ta Vill! chciałem ją odepchnąć! Susie, ja cię kocham!
-Ty gnojku! Już to widzę!-gdy wpakowałam wszystkie rzeczy do walizki, stanęłam przed nim i popatrzyłam mu głęboko w oczy.
-Myślałam, że jesteś inny.
Wybiegłam z domu z płaczem i zadzwoniłam do przyjaciółki.
-Mogę do ciebie przyjechać?
-Ależ oczywiście!
-Dzięki.
Rozłączyłam się i zadzwoniłam po taksówkę.
Michael wybiegł z domu za mną gdy taksówka już stała przed domem.
-Nie odchodź..
Otworzyłam drzwi taksówki i wsiadłam, a kierowca spakował moją torbę.
Otworzyłam szybę i powiedziałam do Michaela:
-Takie numerki nie ze mną. Takie są konsekwencje.
Zamknęłam szybę i dałam znak kierowcy, że może ruszać.
Gdy odjeżdżaliśmy, nie odwróciłam głowy. Zależało mi na nim. Zawsze zależeć będzie. Ale to co zrobił to było świństwo do kwadratu.
-Do Detroit. Na ulicę 16.
Kierowca kiwnął głową .
*
-Jak on mógł...
Siedziałam na łóżku u Andrei.
-Oni tacy są. Choć myślałam, że on będzie inny, no cóż...
Andrea nawijała a ja spojrzałam na pierścionek zaręczynowy. Zdjęłam go z palca i obracałam w palcach. W mojej głowie pojawiły się te chwile, a jedna łza kapnęła na krwisto czerwone serce.
-Jeśli mu na mnie zależy. -chlipnęłam. - To będzie mnie szukał. -włożyłam pierścionek na palec i włączyłam radio, czekając na komunikat.
-Będzie mnie szukał...-szepnęłam i zamknęłam oczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz