-Suuusieeee- usłyszałam głos mamy.
Była, jak oszacowałam, siódma rano.
-Dzięki, że mnie budzisz - odkrzyknęłam i schowałam się pod kołdrą.
Mama weszła do mojego pokoju.
-Ktoś dzwoni.
Podbiegłam i wzięłam komórkę.
-Halo ? - powiedział niski głos mężczyzny.
-Mamo, wyjdź powiedziałam mamie. Zrobiła to, o co prosiłam.
-Jestem przyjacielem Twojej mamy i Michaela. Mam na imię Travis. I nie ukrywam, że mam do Ciebie pewną sprawę...Bo widzisz...Michael był wczoraj...taki smutny...
-Tak ? - spytałam nieco zdziwionym głosem - Przecież rano był taki....promienny, szczęśliwy....
- No właśnie... nikomu nic nie chciał powiedzieć... wiem tylko że jak przebierał się do sesji zdjęciowej.. to w jego ubraniach znaleziono kartkę....
-Kartkę? - odpowiedziałam nieco zdziwiona - okey...ale dlaczego dzwonisz z tym do mnie ?
-Bo i Ty chyba masz coś z tym wspólnego....NA PEWNO masz coś z tym wspólnego !!! - odpowiedział nieco zdenerwowany Travis.
-Ja ? Jak to ? Nie rozumiem...-odpowiedziałam. Co ja niby mam z tym wspólnego ?
-Ok, spokojnie...-uspokoił się Travis - na tej kartce pisze "Każdy chyba wie, że kocham Michaela... ale jaki jest tego sens, jeżeli wiem, że on mnie olewa? Nawet, jak kiedyś go poznam (co jest niemożliwe) to on mnie będzie olewał..."
- No wiesz... - Travis ściszył głos - Michael bardzo przeżywał, jak zemdlałaś na jego koncercie.. Jesteś dla niego ważna...
-JA?! - Krzyknęłam na cały dom - To niemożliwe?
-Ciiiiszej... - powiedział Travis - Nic o tym nie wiesz! Jasne?!
- Tak, okej... - powiedziałam, dalej będąc w szoku
- Okej... Więc teraz... jak coś ci się przypomni dzwoń natychmiast....
Travis dalej jeszcze coś mówił, ale ja już tego nie słyszałam. Ja ważna dla Michaela? Nie, to nie możliwe... To nie dzieje się na prawdę...
- Ok, rozumiesz? To ja muszę kończyć. Do widzenia - powiedział w końcu Travis. Zdawało mi się, że wręcz czekałam na te słowa.
- Cześć - odłożyłam słuchawkę i siadłam na łóżku. Oparłam się o ścianę i słyszałam jakby słowa Travisa "Jesteś dla niego ważna"
- Susie! - usłyszałam głos zbliżającej się do pokoju mamy - co ty, ogłuchłaś?!
-Co, ale...-rozejrzałam się po pokoju.
-Kochana, wołam Cię chyba z 10 raz!!! Śniadanie na stole!!!
-Dobrze, a która jest godzina?
-Ósma! Ile można rozmawiać przez telefon???
-Ósma? Okey, już idę...
Jedząć śniadanie ciągle myślałam o tej rozmowie. I nie było mi wcale łatwiej, bo Michael siedział na wprost mnie. Byłam na tyle zamyślona, że kanapka z serem wylądowała na podłogę, a sok pomarańczowy na mojej nowej pidżamie. Michael zaczął się śmiać, ale ten jego śmiech był taki cudowny, że dołączyłam się do niego.
-Kochana, wołam Cię chyba z 10 raz!!! Śniadanie na stole!!!
-Dobrze, a która jest godzina?
-Ósma! Ile można rozmawiać przez telefon???
-Ósma? Okey, już idę...
Jedząć śniadanie ciągle myślałam o tej rozmowie. I nie było mi wcale łatwiej, bo Michael siedział na wprost mnie. Byłam na tyle zamyślona, że kanapka z serem wylądowała na podłogę, a sok pomarańczowy na mojej nowej pidżamie. Michael zaczął się śmiać, ale ten jego śmiech był taki cudowny, że dołączyłam się do niego.
Cały dzień męczyła mnie ta jedna myśl. Chciałam ją za wszelką cenę wyrzucić z mojej głowy, jednak wszystko dziś kojarzyło mi się z Michaelem. Więc nic dziwnego, że wywołana do odpowiedzi przez panią od matematyki , cała klasa usłyszała okrzyk "Michael Jackson". Idąc tak przez ulicę do domu ( przy okazji wpadając na latarnię uliczną), poczułam, jakby...ktoś mnie śledził... Jednak trudno jest zobaczyć kto Cię śledzi w tłumie samochodów i ludzi. Więc postanowiłam się tym nie przejmować. Szłam tak 5 minut i skręciłam w mniej ruchliwą uliczkę. Nagle zauważyłam, że za mną, jak cień, jedzie limuzyna, gdy nagle otworzyło się okno. Zobaczyłam w nim nikogo innego, niż Michaela.
-Podwieźć Cię? - krzyknął do mnie.
W panice zaczęłam się rozglądać i podbiegając do limuzyny powiedziałam.
-Michael, jeszcze ktoś Cię zobaczy !!
-Oj tam...-odpowiedział uśmiechając się - wsiadaj !
Drzwi limuzyny otworzyły się. Niestety, jak to ja, byłam niezdarna, wsiadając, zachwiałam się i wylądowałam prosto w objęciach Michaela.
Gdy niechętnie próbowałam wstać do pionu, zorientowałam się, że Michael mnie przytula i ani myśli mnie puścić. Poczułam się głupio. Może to była prawda, to co mówił Travis? Coraz więcej rzeczy na to skazywało. Nie miałam pojęcia, co robić, bo sytuacja była trochę głupia.Nagle Mike zaczął mnie zciskać.
-Michael...tez Cię bardzo lubię...ale...duuusiiiisz!
-O....przepraszam cię...
Jechaliśmy limuzyną, ale nie wiedziałam gdzie. Zaparkowalismy przy wesołym miasteczku.
-Michael, oni Cie tam zobaczą...
-I co z tego...
Wysiedlismy i podeszlismy do kolejki górskiej. Nagle z e wszystkich stron nadbiegły dziewcvzyny, fsnki. Popchnęły mnie, upadłam i skaleczyłam sobie brew i wargę.
Popatrzyłam sie na Michaela. Kolesie z limuzyny wybiegli mu na pomoc. Popchnęli mnie. Z nowu. Poczułam się jak śmiec. "Koniec tego koszmaru" rozpłakałam się. Smutna i przerażona , pobiegłam do domu. Rzuciłam torbe pod biurko , rzuciłam sie na łóżko i zaczęłam płakać. Zaczęłam zauważać pewną ważną sprawę. Michael był dla mnie ważną osobą. Wcześniej leciałam na jego wygląd. Tak jak na koncercie...Ale...Teraz...Jego zachowanie, uśmiech....Przypomniałam sobie, że się zraniłam. Wyszłam więc do łazienki , się odświeżyć i tak dalej. Usłyszałam zamykane za sobą drzwi od mojego pokoju. Zaczęłam przykładać waciki z wodą utlenioną do ran. Krzyknęłam z bólu. Mamy n a szczęście nie było w domu. Wyjechała na miesiąc. Nagle drzwi od łazienki otworzyły sie, Michael wbiegł i przytulił mnie do siebie:
-Susie, Susie, nic Ci nie jest??
Odsunęłam sie od niego. Pokazałam na rany.
-Jak widzisz, jest.
-Przepraszam...- odsunął się znacznie - chciałem, by było..fajnie, miło...roma....nie wazne..Nie chciałem aby Ci się coś stało.
-OKey, Michael...
Zauważyłam łzy w kącikach jego oczu.
-Michael, nie, nie mów, że będziesz płakac.
W tym momencie jedna łza poleciała po jego policzku.
-O Michael! -przytuliłam go do siebie. Biedny! Chciał zrobić dla mnie coś miłego i mu nie wyszlo :(
-Wybacz mi susie...
-Już dawno Ci wybaczyłam...
-Wiesz co, Susie, chcę Ci coś powiedzieć...To taka, niespodzianka...
-Podwieźć Cię? - krzyknął do mnie.
W panice zaczęłam się rozglądać i podbiegając do limuzyny powiedziałam.
-Michael, jeszcze ktoś Cię zobaczy !!
-Oj tam...-odpowiedział uśmiechając się - wsiadaj !
Drzwi limuzyny otworzyły się. Niestety, jak to ja, byłam niezdarna, wsiadając, zachwiałam się i wylądowałam prosto w objęciach Michaela.
Gdy niechętnie próbowałam wstać do pionu, zorientowałam się, że Michael mnie przytula i ani myśli mnie puścić. Poczułam się głupio. Może to była prawda, to co mówił Travis? Coraz więcej rzeczy na to skazywało. Nie miałam pojęcia, co robić, bo sytuacja była trochę głupia.Nagle Mike zaczął mnie zciskać.
-Michael...tez Cię bardzo lubię...ale...duuusiiiisz!
-O....przepraszam cię...
Jechaliśmy limuzyną, ale nie wiedziałam gdzie. Zaparkowalismy przy wesołym miasteczku.
-Michael, oni Cie tam zobaczą...
-I co z tego...
Wysiedlismy i podeszlismy do kolejki górskiej. Nagle z e wszystkich stron nadbiegły dziewcvzyny, fsnki. Popchnęły mnie, upadłam i skaleczyłam sobie brew i wargę.
Popatrzyłam sie na Michaela. Kolesie z limuzyny wybiegli mu na pomoc. Popchnęli mnie. Z nowu. Poczułam się jak śmiec. "Koniec tego koszmaru" rozpłakałam się. Smutna i przerażona , pobiegłam do domu. Rzuciłam torbe pod biurko , rzuciłam sie na łóżko i zaczęłam płakać. Zaczęłam zauważać pewną ważną sprawę. Michael był dla mnie ważną osobą. Wcześniej leciałam na jego wygląd. Tak jak na koncercie...Ale...Teraz...Jego zachowanie, uśmiech....Przypomniałam sobie, że się zraniłam. Wyszłam więc do łazienki , się odświeżyć i tak dalej. Usłyszałam zamykane za sobą drzwi od mojego pokoju. Zaczęłam przykładać waciki z wodą utlenioną do ran. Krzyknęłam z bólu. Mamy n a szczęście nie było w domu. Wyjechała na miesiąc. Nagle drzwi od łazienki otworzyły sie, Michael wbiegł i przytulił mnie do siebie:
-Susie, Susie, nic Ci nie jest??
Odsunęłam sie od niego. Pokazałam na rany.
-Jak widzisz, jest.
-Przepraszam...- odsunął się znacznie - chciałem, by było..fajnie, miło...roma....nie wazne..Nie chciałem aby Ci się coś stało.
-OKey, Michael...
Zauważyłam łzy w kącikach jego oczu.
-Michael, nie, nie mów, że będziesz płakac.
W tym momencie jedna łza poleciała po jego policzku.
-O Michael! -przytuliłam go do siebie. Biedny! Chciał zrobić dla mnie coś miłego i mu nie wyszlo :(
-Wybacz mi susie...
-Już dawno Ci wybaczyłam...
-Wiesz co, Susie, chcę Ci coś powiedzieć...To taka, niespodzianka...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz