niedziela, 7 listopada 2010

Pepsi Commercial.


-Nie!
Otworzyłam leniwie powieki i spojrzałam w stronę, skąd dobiegał zły głos Michaela.
-Nie chcę być kojarzony z tym napojem! Dzieci i inni ludzie powinni pić wodę lub soki a nie takie paskudztwo!
-...
-I co z tego że będą z tego dochody!
-...
-Eh... dobrze , dobrze.
Rozłączył się i z głośnym hukiem odłożył słuchawkę. Byłam zdezorientowana.
-Michael, czy coś się stało?
-Tak! - przysiadł obok jeszcze nie rozespanej mnie. - Chcą abym był twarzą Pepsi... przecież to nie do pomyślenia!
-Oj Michael! - przeciągnęłam się i ruszyłam w stronę szafy, a grzebiąc w niej w poszukiwaniu odpowiednich ubrań, upomniałam Michaela.-Jesteś gwiazdą i tego od ciebie ludzie wymagają, abyś coś promował. Zgódź się i tyle.-zamknęłam szafę i otworzyłam drzwi łazienki, ale na chwilę przystając, spojrzałam na Michaela. -Spokojnie.-mrugnęłam do niego i weszłam się odświeżyć.
Letnie krople wody spadały na całe moje ciało i spływały, a ja czułam się rozluźniona. Oparłam się o kafelki i wzięłam szampon na dłonie, po czym zaczęłam rozsmarowywać go na moich czarnych, długich do pasa lokach. Spojrzałam na wannę. Z rana zawsze wolałam prysznic, bo mnie pobudzał, a wanna wręcz przeciwnie - usypiała. Po spłukaniu szamponu nałożyłam odżywkę. Moje włosy łatwo się niszczyły i musiałam je pielęgnować.
Westchnęłam.
Trzeba było wychodzić. Założyłam na siebie fioletowo-czarną tunikę z krótkim rękawem, czarną falbaniastą spódnicę w gotyckim stylu, czarne kabaretki i czarne glany.
Włosy wysuszyłam i je porządnie rozczesałam, wyprostowałam loki prostownicą i parę kosmyków spuściłam na ramiona, a resztę na plecy.
Pora uporać się z twarzą.
Najpierw umyłam zęby, obmyłam twarz zimną wodą i przetarłam ręcznikiem. Nałożyłam trochę pudru i pomalowałam rzęsy czarną maskarą, a usta przeźroczystym błyszczykiem.
Na lewą rękę założyłam bransoletkę z ćwiekami i wyszłam, kierując się ku kuchni z dłonią na brzuchu. Byłam strasznie głodna.
Michael siedział przy białym stole ze wściekłą miną. Wiedziałam z jakiego powodu i przewróciłam oczami, a Michael uważnie przejechał po mnie wzrokiem od dołu po górę i zrobił dziwną minę.
-Co? Dostałam te ubrania od... khm mojej ciotki... którą również zabito... pomyślałam, że wypadałoby je założyć.
-Nie o to chodzi, Susie. Wyprostowałaś włosy..
-A co, nieładnie mi? Ach, wiedziałam!-westchnęłam i leniwie poczłapałam do lodówki, wyjmując mleko i schylając się do szafki po płatki.
-Nie o to chodzi. Nigdy cię nie widziałem w wyprostowanych. A wyglądasz w nich powalająco. Jak i w lokach zresztą..
Odwróciłam głowę i spojrzałam w jego oczy. Migotały tam wesołe iskierki, a między nimi migała jedna, mała, zawadiacka.
Pokręciłam żartobliwie głową, a w ramach rewanżu postanowiłam skomentować jego ubiór.
-Wiesz co... a ja cię nigdy nie widziałam w skórzanej kurtce i czarnych skórzanych rękawiczek bez palców.-skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i uniosłam jedną brew, po czym oparłam się o blat.
-Ach... to.. wisiało tylko w szafie więc postanowiłem to założyć. - uśmiechnął się ukazując białe jak śnieg zęby.
Zaparło mi dech. Jego uśmiech przyprawiał mnie o dreszcze i stan który był bliski zemdleniu.
-Dobrze się czujesz?- spytał troskliwie.
-Tak, tak... - wymamrotałam i wróciłam do robienia sobie płatków.
Byłam z nim już zaręczona a nadal byłam bliska zemdlenia gdy na niego patrzyłam. ,,Opanuj się, dziewczyno!''
-A ty coś jadłeś? - spytałam, nie odwracając się w jego stronę i sypiąc sobie płatki do lekko różowej miski.
-Tak... Aha. Ym. Dzisiaj muszę jechać tam aby załatwić wszystko z ta pepsi.
-Spoko.-wstawiłam płatki do mikroweli na półtorej minuty.-Może pojechać z tobą? Wiem, że masz łeb na karku, ale czasem przydaję się gdy wybuchasz gniewem, a wystarczająco cię dzisiaj rano podminowali..
-Nie... nie jedź ze mną. Nie musisz. Poproszę jednego z moich ochroniarzy, weźmie cię do miasta..
-Michael, czy ty mnie zbywasz?- spojrzałam na niego z wyrzutem, nie zwracając uwagi na pikającą mikrowelę informującą o gotowym daniu.
-Nie. Tylko... Będą tam moje fanki, które stoją za bramką i taka jedna... Vill. Vill jest strasznie zawistna, a jest moją menadżerką...
-Musi mnie w końcu poznać, a mi nie podskoczy.
Wyjęłam płatki z mikroweli i położyłam na stole, siadając na przeciwko Michaela.
-Jestem Twoją narzeczoną... powinna mnie poznać.
Spojrzałam mu głęboko w oczy, a on odwrócił wzrok.
-Masz mnie dość? Ok, rozumiem. - wstałam i poszłam do holu, założyłam moją skórzaną kurtkę i wyszłam.
Musiałam to wszystko przemyśleć, bo mętlik w mojej głowie narastał z każda chwilą.
Na początku myślałam, że mu na mnie zależy... ale potem... dzisiaj.. .Kiedyś mnie ciągnął za sobą na różne konferencje i tym podobne. A po zaręczynach się zmienił. Jakby już nie musiał się o mnie starać.
Przysiadłam na ławce obok lasu i zaczęłam cicho pochlipywać. Był przecież gwiazdą i mógł mnie w każdej chwili porzucić.
Wykręciłam w telefonie numer do Andrei. Tak dawno z nią nie rozmawiałam.
-Halo?-zabrzmiał jej aksamitny głos.
-Andrea!-krzyknęłam do niej szczęśliwa.
-Susie! Boże, jak dawno nie rozmawiałyśmy. Czemu płaczesz?
Umiała mnie przejrzeć na wylot..
-Ok. Bo ogólnie dużo się stało... moją mamę... zamordowali... wczoraj się zaręczyłam z Michaelem.. no i on dzisiaj ma pojechać podpisać kontrakt z pepsi, zaoferowałam mu się, a on mnie odrzucił. Od paru dni zachowuje się jakby miał coś na sumieniu. Mam dwie spekulacje. Pierwsza - ma mnie dość po wczoraj. A druga - przełknęłam ślinę. -zdradza mnie.
-Susie! Sama znasz tego swojego em dżeja, hehe. W każdym bądź razie może ma dzisiaj ciężki dzień. Daj mu spokój, nie odzywaj się. Wieczorem coś go złapie za serce, uwierz mi.
-Och, dzięki. Może rzeczywiście za bardzo się mu narzucałam.. ok. Jak coś, dzwoń. Do widzenia.
-Pa!
Rozłączyłam się i spojrzałam na dom.
Rzeczywiście. Zwalałam winę na niego, a nie myślałam o sobie. W myślach widziałam jego zdezorientowaną minę.
Wstałam z ławki i pobiegłam do domu.
Stojąc przed drzwiami od kuchni, wzięłam głęboki wdech i otworzyłam.
...
-Michael?!! Co tu się dzieje??- jakaś dziewczyna była do niego nachylona, a on miał zdezorientowany wzrok.
Dziewczyna podeszła do mnie, chcąc wyjść, ale wróciła się i dotknęła mojego ramienia palcem wskazującym, mówiąc:
-Cóż... takie są gwiazdy. Nie popilnujesz ich, a one mieszają za twoimi plecami.-przygryzła wargę i wyszła.
Łza zakręciła mi się w oku i pobiegłam do salonu wyjąć walizkę szafy i wpakować ubrania.
-Susie! To nie tak! To ta Vill! chciałem ją odepchnąć! Susie, ja cię kocham!
-Ty gnojku! Już to widzę!-gdy wpakowałam wszystkie rzeczy do walizki, stanęłam przed nim i popatrzyłam mu głęboko w oczy.
-Myślałam, że jesteś inny.
Wybiegłam z domu z płaczem i zadzwoniłam do przyjaciółki.
-Mogę do ciebie przyjechać?
-Ależ oczywiście!
-Dzięki.
Rozłączyłam się i zadzwoniłam po taksówkę.
Michael wybiegł z domu za mną gdy taksówka już stała przed domem.
-Nie odchodź..
Otworzyłam drzwi taksówki i wsiadłam, a kierowca spakował moją torbę.
Otworzyłam szybę i powiedziałam do Michaela:
-Takie numerki nie ze mną. Takie są konsekwencje.
Zamknęłam szybę i dałam znak kierowcy, że może ruszać.
Gdy odjeżdżaliśmy, nie odwróciłam głowy. Zależało mi na nim. Zawsze zależeć będzie. Ale to co zrobił to było świństwo do kwadratu.
-Do Detroit. Na ulicę 16.
Kierowca kiwnął głową .
*
-Jak on mógł...
Siedziałam na łóżku u Andrei.
-Oni tacy są. Choć myślałam, że on będzie inny, no cóż...
Andrea nawijała a ja spojrzałam na pierścionek zaręczynowy. Zdjęłam go z palca i obracałam w palcach. W mojej głowie pojawiły się te chwile, a jedna łza kapnęła na krwisto czerwone serce.
-Jeśli mu na mnie zależy. -chlipnęłam. - To będzie mnie szukał. -włożyłam pierścionek na palec i włączyłam radio, czekając na komunikat.
-Będzie mnie szukał...-szepnęłam i zamknęłam oczy.

piątek, 5 listopada 2010

Break of Dawn..


Obudziłam się o 3:00 w nocy i przetarłam wierzchem dłoni pot z czoła po czym spojrzałam w okno. Księżyc chował się za jasno szarą chmurką... przyłożyłam dłoń do mostka i wzięłam głęboki wdech. ,,To tylko sen'' powtarzałam sobie w myślach. Spojrzałam w lewą stronę, na Michaela i przejechałam dłonią po jego policzku.
-Nic mu nie jest...-szepnęłam.
Ciągle w głowie miałam obrazy postrzelonego Michaela. Michaela, którego głowę trzymam na dłoni i widzę jego pełne bólu, cierpiące oczy, widzę jak się krztusi, nie mogąc złapać powietrza.
Wstałam powoli z łóżka, włożyłam białe jak śnieg kapcie i ruszyłam w stronę łazienki. Gdy się w niej znalazłam, otworzyłam kurek, a z kranu wyleciała zimna woda. Nalałam ją do dłoni i przemyłam twarz. Musiałam się przebudzić, aby przestać myśleć o moim koszmarze.
Wyszłam z łazienki i spojrzałam na łóżko. Podeszłam bliżej i z góry patrzyłam na śpiącego Michaela. Tak słodko wyglądał... jak dziecko. Jakby podczas snu nic go nie obchodziło, jakby znikały wszelkie troski... zawsze mu tego zazdrościłam. Mimo tego, że miał wiele przeszkód w życiu, potrafił o tym zapominać. Żyć dalej. Żyć chwilą...
Obeszłam łóżko dookoła i położyłam się obok niego. Leżał odwrócony w moją stronę. Objęłam dłonią jego dłoń i mocno ścisnęłam, a po policzku poleciała łza. Może jedna. Nie pozorna. Ale wyrażająca wszystko to, co czułam.
Michael otworzył powoli oczy, po czym spojrzał głęboko w moje.
-Dzień dobry.
-Oh.-wyrwałam dłoń.-Obudziłam cię.
-Nie... czułem, że mnie potrzebujesz.-uśmiechnął się delikatnie, ścierając przed chwilą powstały pot z mojego czoła.-Co się stało? Wyglądasz na zmartwioną...
-Powiem ci jutro. Albo może wcale. Nie chcę Ci psuć humoru...
Popatrzył na mnie wzrokiem, który prosi, aby coś zdradzić.
-A więc, jak chcesz. Śniło mi się, że zostałeś postrzelony... Obudziłam się pół godziny temu. Martwię się o ciebie. Kocham cię.
Michael objął mój policzek dłonią, po czym delikatnie musnął moje usta.
-Odpocznij. Jutro będzie wielki dzień. Śpij. Dowiesz się...
Zamknęłam oczy i wtuliłam się w tors Michaela, a on zaczął nucić kołysankę, która mnie uśpiła...
*
-Gdzie mnie ciągniesz?
-Zobaczysz!
Krzyknął Michael wesołym głosem, ciągnąc mnie za rękę po plaży w jedno, nazwane przez niego, Magiczne Miejsce. Piach był zimny, a księżyc świecił w całej okazałości.
-Dobrze. To tu, kochanie.
Podeszłam powoli do czerwonego koca, na którym stał świecznik i leżały róże, a obok nich dwa talerze spaghetti bolognese.
-Ojej... Michael... to takie... nie umiem tego określić... dziękuję.-Tylko na tyle było mnie stać. Nie mogłam z siebie nic wydusić. To było niesamowite.
Oboje usiedliśmy obok siebie i Michael wziął jeden talerz do ręki. Gdy oboje zjedliśmy z jednego talerza, przy czym było dużo śmiechu, bo kluski fruwały na wszystkie strony, na dnie zobaczyłam coś świecącego.
-Michael? Czy to to, o czym myślę...?
Na dnie leżał pierścionek, ubrudzony sosem bolognese. Michael wziął go, przemył w miseczce z wodą, która stała na kocu.
-Susanne. Czy wyjdziesz za mnie?
-Micha...Mic...Mike... Michael ja.. nie wiem co powiedzieć... Jasne że tak!-rzuciłam się mu na szyję, a on założył mi pierścionek. Był piękny, srebrny z czerwonym diamentem w kształcie serca.
Ucałowałam go, a on mnie.
Gdy po godzinie rozmawiania i cieszenia się zmęczyliśmy, Michael wziął mnie na ręce i zaczał nieść do domu.
-Nie musisz, Michael.
-Nie. Jestem tak szczęśliwy, że mógłbym przenieść na jednym palcu największą górę na świecie.
Złapałam za jego koszulę i mocno się do niego przytuliłam.
-Kocham Cię.-szepnął mi na ucho.
-I love you more.-uśmiechnęłam się do niego triumfalnie.
Pokręcił żartobliwie głową.
**
-Ah. Pachniesz jabłkiem. Kocham ten zapach. Hehe. Śpij spokojnie...
-Przy tobie zawsze...-jedną rękę wsunęłam między jego rękę a głowę, a dłoń drugiej ręki położyłam na jego głowie.
-Przy tobie zawsze...- szepnełam i momentalnie zasnęłam, wsłuchana w jego miarowy oddech i bicie serca...

środa, 3 listopada 2010

Szał.


Michael spojrzał na mnie i jęknął. - Nie możemy iść do restauracji... minęło 5 miesięcy od wydania płyty i nadal za mną biegają. Mam tego dość. - z impetem usiadł na fotelu i schował twarz w dłoniach.-Dość.
-Michael...-podeszłam i usiadłam delikatnie na jego kolanach.-...teledysk był wielkim hitem, czymś nowym, potem te cudowne piosenki... byłeś skazany na sukces.
Michael zaczął bawić się moim kosmykiem włosów, i wpatrzony w niego mówił dalej.-Przywykłem do tego, jak byłem małym chłopcem. Ale teraz jest o wiele gorzej.
W mojej głowie pojawił się pomysł.
-A może byśmy dzisiaj o 2:30 w nocy wyjechali? Tam, gdzie Ciebie nikt nie zna lub gdzie jest pusto..? Chyba wiem. Forks. Mieszka tam jakieś.. 3000 ludzi, mało. Będziemy chodzić zwyczajnie ubrani, z kapturami na głowach... co nieuniknione bo jest tam strasznie pochmurno. Na jakieś, nie wiem , 2 tygodnie? Aby zrobić sobie przerwe od tego wszystkiego.
-Hmm...nie, wolę zostać tu. Nie lubię brzydkiej pogody.-przejechał palcem wskazującym po mojej lewej brwi.-Chyba że.. na piknik...
-Cudownie!-ucieszyłam się.-W tym lesie tutaj?
-Tak.
-Super!
Wstałam i poszłam do kuchni. Chciałam dalej siedzieć z Michaelem, ale chciałam sobie zrobić coś do jedzenia. Gdy stanęłam przed lodówką, Michael stanął za mną i poprawił moje włosy, mówiąc:
-W mikroweli są babeczki z konfiturą jagodową..specjalnie dla Ciebie upiekłem. - uśmiechnął się anielsko.
-O, dziękuję.-dałam mu całusa w policzek, po czym nastawiłam mikrowelę na minutę.
Coś we mnie drgnęło.
Mama, gdy byłam mała, zawsze robiła mi babeczki z konfiturą jagodową.
Moje policzki przypominały wodospad.
-Susie, co się stało?-Michael wyraźnie przerażony podszedł do mnie i mnie przytulił.
-Moja mama zawsze mi robiła takie babeczki. przepraszam, naprawdę je lubię, a ty nie wiedziałeś, że robiła je moja mama... przepraszam....-objęłam go w talii i mocno się przytuliłam.
-Nie masz za co przepraszać, kochanie. To co teraz przechodzisz jest trudne... może wyjdziemy na spacer na plażę? O tej porze nikogo tam nie ma.
Spojrzałam mu w oczy. Były pełne troski, czułości i ciepła.
Uśmiechnęłam się. Zawsze potrafił poprawić mój humor, nawet jeżeli był bardzo kiepski.
*
Księżyc świecił na jeszcze ciepły piach, który roztapiał się pod naciskiem naszych stóp, a moje włosy delikatnie sie unosiły i upadały na lekkim wietrzyku. Fale powoli obijały się o brzeg, a ich szum mnie uspokajał...
-Dziękuję. Czuję się znacznie lepiej.-ścisnęłam jego dłoń.-Ale cały czas się boję... czemu ktoś ma do mnie coś? Czemu nie może być pokoju tylko te morderstwa... dzieci... ile dzieci zginęło w wojnach... trzeba cos zaradzić...
-Bo ja Ci nic nie mówiłem...-spojrzał na ptaka przelatującego nad naszymi głowami.-Umówiłem się z Quincym Jonsem, że za dwa lata, 28 stycznia, ja i największe gwiazdy zbierzemy się i nagramy piosenkę charytatywną, ,,We are the world''. Za dwa lata ponieważ wszyscy wtedy będą mogli mieć, a my z Johnem Lennonem będziemy dopracowywać dzieło.
Pomysłodawcą był Harry Belafonte. Będą takie gwiazdy jak Lionel Richie, Stevie Wonder, Paul Simon, Kenny Rogers, James Ingram, Tina Turner, Billy Joel, Diana Ross, Dione Warwick, Willie Nelson, Al Jarreau, Bruce Springsteen, Kenny Loggins, Steve Perry, Daryl Hall, Huey Lewis, Cyndi Lauper, Kim Carnes, Bob Dylan, Ray Charles.-wyrzucił z siebie szybkim tchem.
-Diana Ross...-jęknęłam. Nienawidziłam jej. Zawsze uważałam, że rozkochuje w sobie Michaela i że oboje COŚ do siebie czują...
-Oj Susie. Ja tylko do Ciebie czuję nieskończona miłość. Diana to tylko moja druga mama, tak mozna powiedzieć, bo jak byłem mały to mi pomagała i mnie wychowywała...
Pokiwałam głową.
-Wracamy? Zimno mi...-Michael narzucił na mnie swoją skórzaną kurtkę, po czym objąwszy mnie ramieniem w talii, popchnął mnie bardzo lekko i dyskretnie w stronę naszego domu..

środa, 15 września 2010

Powrót.


Wstałam ze smutkiem w oczach. Nie chciałam smucić Mike'a, a tym bardziej od niego odejść. Kochałam Go nad życie, ale ten, kto zabił moją babcię, dziadka, ojca, teraz matkę... może posunąć się do zabicia Mikea. Ten ktoś to seryjny zabójca. Wstałam z mchu, otrzepałam się i ruszyłam w stronę domu Michaela. Zaglądnęłam przez okno w sypialni, co robi. Właśnie stał na środku pokoju i czytał liścik, który napisałam wczoraj w nocy. Gdy jego oczy zjeżdżały w dół, ku końcowi listu, jedna łza spłynęła po jego policzku a oczy straciły swój wesoły blask. Puścił kartkę i wybiegł z pokoju, trzaskając drzwiami. Wbiegł z jakimiś dwoma ,,gorylami''. Spojrzał w okno, prosto w moje oczy. Szybko schowałam głowę, po czym zaczęłam biec ile sił w nogach w stronę lasku. Gdy do niego wbiegłam, usłyszałam krzyki Michaela. Biegłam dalej, łamiąc gałęzie moimi rękoma. Chciałam być daleko od niego, a równocześnie tak blisko.
Biegłam i biegłam, nie przestawałam, nie oglądałam się za siebie. Nie miałam zamiaru. Wiedziałam, że od razu bym stanęła. Stanęła i ruszyła w jego stronę. Gdy już metr dzielił mnie od wielkiego lasu, który mieścił się za laskiem, potknęłam się o korzeń wyrastający z ziemi. Upadłam z impetem na ziemię.
Wszystko mnie bolało. Miałam wszystkiego dość. Chciałam się zabić, wyczyścić pamięć, cokolwiek. Byleby bycie z Michaelem nie zrobiło mu krzywdy.
-Susie!
-Zostaw mnie.-powiedziałam to w taki sposób, jakby wielka klucha utkwiła mi w gardle. Łzy leciały mi po policzkach.
-Susie, spokojnie!-usiadł na ziemi i wziął mnie na kolana. Miał swoje czarne spodnie, trochę za krótkie, w kancik, czerwoną koszulę i czarny kapelusz. Wtuliłam się w niego. Nie wiedziałam, co robić.-Susie... kocham Cię nad życie. Wiesz, że mam ochronę, która stoi w każdym zakamarku. Nic nam nie zrobi. Jesteśmy bezpieczni. A tym dwóm kazałem pojechać z innymi do Gary, do mej jedynej rodziny. Teraz muszą mieszkać wszyscy razem w jednym domku, ale za to bezpiecznym. Wszyscy jesteśmy bezpieczni. Błagam, nie martw się. Choć do domu.
Wziął mnie na ręce i ruszył w stronę naszego domu. Nie miałam sił protestować. Objęłam jego szyję ramionami.
-Boże, Susie, jesteś wyziębnięta... nie rób takich rzeczy nigdy więcej. Nie pozwalam. -uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.
Uśmiechnęłam się tylko lekko i oczy same się zamknęły...
*
Michael położył mnie na łóżku, a ja się przebudziłam. Łączyła nas dziwna więź.
-Śpij... - szepnął.
-Nie.-odpowiedziałam zaspanym głosem i wstałam.-Nie pójdę spać taka brudna. Wezmę gorący prysznic, pomoże mi...
Ruszyłam w stronę łazienki. Ciepła woda muskała moją skórę. Sięgnęłam po szampon o zapachu jabłkowym, po czym wtarłam go we włosy i spłukałam. Mogłabym tak stać całą resztę dnia, ale nie chciałam. W pokoju czekał na mnie Michael. Szybko wyszłam, wytarłam sie i wyszłam w ręczniku z łazienki, po czym skierowałam się do szafy. Michael podszedł i objął mnie od tyłu, po czym położył mi brodę na prawym obojczyku.
-Tak się cieszę, że wróciłaś.-dał mi całusa w policzek.
Uśmiechnęłam się, ale nie prawdziwie. Nie wiedziałam, co zrobić, to zrobiłam to.
Wygrzebałam z szafy czarne rurki, fioletowy T-Shirt ze wzorkiem, biustonosz i majtki.
-Idę się przebrać - uśmiechnęłam się do niego i weszłam do łazienki. Nie protestował.
Gdy się ubrałam, wyszłam i założyłam szpilki. Spojrzałam na Michaela, który siedział na łóżku i bawił się palcami.
-Michael...-usiadłam obok niego-co jest?
-Wydaje mi się... że już mnie nie chcesz... że masz mnie dość... i nie chcesz być już ze mną...
-Nie, Michael!!! Martwię się o Ciebie, ale jeśli mamy ochronę... i Twoja rodzina... już się nie przejmuję.-pocałowałam go krótko w usta. Nie chciałam, by się poczuł odrzucony.
-A... -objął mnie ramieniem- zjemy dziś razem kolację przy świecach? Taki wieczór, tylko dla nas.-uśmiechnął się promiennie. Objęłam go mocno.
-Tak! Extra!

niedziela, 29 sierpnia 2010

Trudna decyzja.


Lekarze wyprowadzili mnie z pokoju. Widzieli, że nie mogę już wytrzymać. Jeden złapał mnie za rękę i zaprowadził do kuchni.
-Bardzo mi przykro. Lepiej, byś teraz wyjechała stąd. Uwierz mi. Jestem psychologiem. Jeśli chcesz, weź 3 rzeczy po swej mamie. Tak będzie lepiej...-położył mi dłoń na barku.-Przykro mi.
Zsunęłam jego rękę a łzy spłynęły mi po twarzy.-Nie będziesz mi rozkazywać!! Wezmę tyle, ile chcę!! A mówisz z litości, że ci przykro!! Idź stąd!!
Grymas pojawił się na jego twarzy, po czym wyszedł.
Wyjęłam starego SonyEricssona z kieszeni i wybrałam numer Michaela po czym nacisnęłam przycisk zaczynający rozmowę. Odebrał po 2 sygnałach.
-Cześć, Michael.-zadrżał mi głos.
-Co się stało?!Kochanie, czemu płaczesz??-słyszałam przerażenie w jego głosie.
-Co? Zabito moją mamę!! Rozumiesz?? Jestem sierotą!! Mam tylko ciebie i twoją rodzinę!! Rozumiesz?? Jestem sierotą!!-zaczęłam płakać. Potoki łez wylewały mi się z oczu.
-Oh, Susie!!Tak mi przykro!!O której mam przyjechać po Ciebie??
-Jak najprędzej!-wyłączyłam się. Nie chciałam go jeszcze bardziej pogrążać. Telefon znów zadzwonił. Dzwonił doktor który stwierdził zgon.
-Ciało pani matki zniknęło! Nie wiem jak to się stało! Jest mi bardzo przykro...
-Wy fujary!!-rozłączyłam się. Czy już żadnej służbie zdrowia nie można ufać?
Została mi jakaś godzina, by spakować do torby swoje rzeczy i parę rzeczy po mojej mamie. Gdy się spakowałam podeszłam do pokoju mamy i oparłam się o framugę. Tyle pięknych chwil... Łza, kolejna do ,,kolekcji'' spłynęła mi po policzku i z cichutkim chlupnięciem uderzyła o podłogę. Powoli weszłam do pokoju. Wyjęłam z jej szafki nocnej dwie buteleczki perfum. Podeszłam do szafy i wyjęłam jej szlafrok, ulubione 4 bluzki i kapelusz, który bardzo często nosiła. Wszytko pachniało nią, bo było jeszcze nie uprane. Wzięłam jeszcze ręcznik. Na koniec zostawiłam sobie jej pościel. Zdjęłam całą. Rzeczy mamy były w jej torbie. Usłyszałam odgłos podjeżdżającego auta. Potem tylko trzask drzwi i kroki. Michael podbiegł do mnie i mnie przytulił. Ścisnęłam go z całej siły.
-To okropne!!-płakałam. Michael miał całą, swą białą obcisłą bluzkę w mych łzach. W garściach trzymałam jego założoną luźno koszulę.Prawie zrobiłam w niej dziurę. Pogłaskał mn9e delikatnie po głowie. Przeniosłam dłonie na jego włosy. Złapałam z całej siły jego loki i ścisnęłam. Michael jęknął z bólu. Odsunęłam się od niego i bezsilnie opadłam na łóżko. Schowałam twarz w dłoniach.
-Przepraszam...-wyszeptałam.-Przepraszam.-tym razem postarałam się powiedzieć to mocniej, ale brzmiało, jakbym wypowiedziała to mając wielką gulę w gardle.
-Za co?-usiadł obok mnie i objął ramieniem.
-Zobacz.-pokazałam mu palce, które były we krwi. Przebiłam jego ubranie i zadrapałam plecy.
-Nic nie szkodzi, wiem co przeżywasz... choć... - wziął mnie na ręce i dziarsko zaniósł do auta. Usiadłam obok niego, a on kierował. Pół drogi siedzieliśmy w ciszy. Nagle naszła mnie straszna myśl. A jeśli... a jeśli ten ktoś chce zabić wszystkich moich bliskich? Wygoniłam tą myśl z głowy. Ale powróciła. Musiałam się zwierzyć Michaelowi.
-Michael...
-Tak?-na jego twarzy pojawił się ból. Możliwe, że myślał o tym samym.
-Nie chcę... ale muszę to powiedzieć... a jeśli... jeśli ten ktoś będzie chciał zabić resztę moich bliskich?
Nie odpowiedział.
*
-Susie, nie ma mowy, nie martw się. Mi nie podskoczą. Śpij.-pocałował mnie w czoło i wyszedł. Nie mogłam. Nie mogłabym sobie wytłumaczyć gdyby zabito Michaela i jego rodzinę. Nie chciałam stwarzać niebezpieczeństwa. Po cichu wstałam z łóżka i chwyciłam długopis, po czym chwyciłam kartkę. Podeszłam do okna i położyłam przybory na parapecie. Nie chciałam tego robić. Ale musiałam. To było dla ich dobra.

,,Drogi Michaelu,
Nie mogę zostać tu sekundy dłużej. Kocham cię. I nie chcę, by cię zabito wraz z twoją rodziną. Najlepiej, zapomnijcie o mnie. Będę się włóczyć i tak dalej, ale wy będziecie żyć. To ja przyciągam te wszystkie kłopoty. Wybaczcie. Wybacz, że opuszczam cię w taki sposób. Ale boję się nawet do ciebie podejść. Wybacz.
Kocham cię na zawsze.
Susie ''

Ubrałam się i położyłam karteczkę na jego poduszce. Wzięłam tylko dużą butelkę wody i wyskoczyłam przez okno. Powolnym krokiem ruszyłam gdzie mnie nogi poniosą. Usiadłam przy starym drzewie w małym lasku. Spojrzałam w gwiazdy, po czym spojrzałam w las. Zawsze się bałam siedzieć samemu gdy ciemno na dworze. Ale tym razem było inaczej. Bałam się tylko o Michaela. I tęskniłam. To była straszna tęsknota. Miałam dość cierpienia i położyłam się na miękkim mchu, po czym zasnęłam.

środa, 21 lipca 2010

Dom.


Delikatnie nacisnęłam klamkę frontowych drzwi. W głowie ciągle miałam smutną minę Michaela. Potrząsnęłam głową ,,Nie, tak nie może być. On nagrywa płytę, ja jestem u mamy.'' Otworzyłam drzwi. Nic tu się nie zmieniło od... jakiegoś roku. Starając się nie obudzić mamy, szybko zdjęłam kurtkę i wzięłam walizkę, by zanieść ją na górę.
Otworzyłam drzwi od pokoju.
-NIESPODZIANKA!-wydarła się niespodziewanie mama. Pokój był ozdobiony kolorowymi balonami, jakimiś kolorowymi girlandami...
-Mamoo... -jęknęłam. Nienawidziłam takich rzeczy jak niespodzianki i przyozdabianie pokoju.-I co, mamo, teraz mamy to posprzątać? No dobrze, jak chcesz.-położyłam torbę przy łóżku i ruszyłam w stronę baloników przywieszonych na ramie mojego łóżka.
-Nie!-krzyknęła mama łapiąc mnie za rękę.-Niech te dekoracje zostaną.-uśmiechnęła się.
-Mamo... nie jestem dziewięcioletnim dzieckiem które bawi i cieszy że pokój jest przyozdobiony. Nie zrozum mnie źle, wiem, ile trudu musiałaś sobie zadać, ale ja takich rzeczy nie lubię... Niepotrzebnie wydałaś pieniądze i się trudziłaś, bo teraz będzie trzeba to wszystko ściągać.-spojrzałam na baloniki porozwalane na ziemi.
-Jeszcze lepiej... -mruknęłam pod nosem.
-Oj Susie, zawsze musisz zachowywać się tak dorośle?
-Tak, muszę. No bo jak teraz się rozpakuję??
**
Wieczorem, po ,,atrakcjach'' które urządziła mi moja mama, wgramoliłam się na łóżko i przytulając poduszkę zaczęłam myśleć. O Michaelu. Nagrywał płytę, Bad. Podobno na nią teraz trzeba dać dużo pracy, wysiłku i tak dalej... Wiem, że Michael mnie okłamał. Nie chciał, bym wiedziała, że będzie to nagrywał około 4 lata. 4 lata będę musiała mieszkać u mamy... Nagle doznałam olśnienia. Nie muszę. Pobędę tu z miesiąc, by zrobić mamie przyjemność. Potem mogę pojechać do Gary. Potem do Michaela i tak na okrągło. Będę między nimi podróżować i to nam wyjdzie na dobre. Mama będzie szczęśliwa, poznam bardziej rodzinę Michaela, co mnie też cieszy bo oni będą mieli czas mnie poznać lepiej, Michael będzie zadowolony z moich odwiedzin... I tak miesiąc u każdego, aż w końcu zostanę u Michaela. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
***
Rano, gdy wyszłam z toalety już ubrana, uczesana, wymyta, zeszłam na dół. Nigdzie nie było mamy. ,,Hmm... pewnie jeszcze śpi. Wczoraj nieźle zabalowała.'' Ale, żeby sprawdzić czy mama śpi na łóżku (mogła spaść na podłogę), podeszłam do drzwi. Lekko nacisnęłam klamkę, by mocny skrzyp nie obudził mamy. Nie oszukujmy się, wszystko miało już swoje lata. Gdy otworzyłam drzwi, zatkało mnie. Była cała we krwi.
-MAMO!!!-podbiegłam do niej.-MAMO, SŁYSZYSZ MNIE???
Szybko wyciągnęłam komórkę z kieszeni i zadzwoniłam pod 112.

Gdy lekarze przyjechali, i po reanimacji mamy, jeden z nich, gruby, facet z zakolem, popatrzył się w moje oczy, po czym powiedział z westchnieniem:
-Nic już się nie dało zrobić.
Oparłam się o ścianę i osunęłam na dół.
,,Nic się nie dało zrobić''. Te słowa tak bolały. Teraz pobrzmiewały echem w mojej głowie. Kiedyś, gdy oglądałam z mamą filmy i tam tak lekarze mówili do rodziny, mama zawsze płakała, a mnie to nie ruszało. Uznawałam to za dziwne. Lecz dzisiaj poczułam to, co niektórzy na prawdę kiedyś przeżyli. Ból. Ból, jakiego nie da się porównać do niczego innego. Teraz wiedziałam, że słowa mogą zranić. Wstałam i podeszłam do mamy. Usiadłam koło niej i się do niej przytuliłam.
-Mamusiu... błagam cię... nie rób mi tego... nie odchodź... ja cię tak kocham... mamo... .
Czułam, że jestem na skraju wytrzymałości psychicznej. Najpierw ojciec, potem mama. Nikogo nie miałam. Nawet dziadków. Rodzice byli jedynakami. Żadnej rodziny. Żadnej. Oprócz Michaela i innych w Gary.
Byłam sierotą.

poniedziałek, 5 lipca 2010

La Toya


-Cześć..-wyciągnęłam nieśmiało rękę w stronę La Toyi.-Mam na imię Susie. Miło mi Cię poznać.-uśmiechnęłam się. Czułam, że biłam sztucznością. Ale miałam to gdzieś. Ważne było dla mnie, aby poznać siostrę Michaela i koniec.
La Toya zlustrowała mnie wzrokiem.
-Cześć. Mi też miło.-nawet nie podała ręki, tylko odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę swojego pokoju. Zrezygnowana, opuściłam rękę.
-Nie martw się, Susie.-Michael poprawił mój zabłąkany kosmyk, wsadzając go za moje ucho.
-Wiesz, nie jesteś pierwszą dziewczyną, którą La Toya musi poznawać. Poznawała już chyba ze 20 razy nowe dziewczyny Marlona, Tito, Jermaina... Jackiego. Ale akurat Jackie miał tylko jedną dziewczynę i jest już z nią po ślubie. Więc widzisz, to dla mojej siostry nudne i trudne poznawać bez przerwy kogoś nowego.
Spojrzałam na niego ciekawskim wzrokiem.
-Mam nadzieję, że nie jestem żadną parą rękawiczek, którą zaraz zmienisz. - brzmiało sarkastycznie, ale Michael wiedział, że to mnie naprawdę martwi.
-No co Ty, Susie! Nigdy! -przytulił mnie mocno do siebie, po czym usłyszeliśmy chrząknięcie. Wyrwałam się z objęć Michaela i odwróciłam w tamtą stronę. To La Toya.
-Przepraszam... - szepnęła - że byłam taka niemiła. Ale to dla mnie trudne...
-I nudne? - dodałam po chwili. La Toya się uśmiechnęła.
-Heh, chodźcie na śniadanie.
Skinęłam głową, po zym spojrzałam uśmiechnięta na Michaela. Był w szoku.
-No choooć...-pociągnęłam go za rękę.
*
-To dziwne, że się tak...że ona... poczuła skruchę. To chyba Ty tak na nią działasz.
Wyrwana z zamyślenia, spojrzałam na niego zdziwiona.
-Ja? Nie.. Pewnie tego nie widziałeś a ona mówiła to każdej dziewczynie. Hm?
Udawałam niewzruszoną, ale sama zastanawiałam się nad tym wszystkim. No bo.. Dla mnie taka miła? Zawsze byłam niezdarna (patrz: przy śniadaniu 2 razy spadł mi widelec na podłogę) i nie wiedziałam, czy jestem ładna. La Toya, była według mnie piękna i widać było, że ma głębię. Że nie jest taka arogancka i samolubna. To jest maska, skorupa, w której kryje się prawdziwa La Toya. Miła, doznająca skruchy i innych uczuć.
-Susie?
-Tak?
-Chcesz już jechać do domu? Wiesz, muszę nagrać płytę... i jeszcze jeden teledysk.
-Ah tak. No ok. A co będę miała sama robić w domu przez miesiąc? Sama?
-Ym... półtora.
-Ale mi różnica.
-Wybacz.Muszę.
-Okey, okey.
**
Usiadłam na kanapie przy oknie. Melancholijne stukanie kropli deszczu o szybę mnie uspokajało. Ciemne niebo, błyskawice... Dawały spokój i upust gorącu. Uchyliłam delikatnie okno, by kropelki deszczu muskały moją skórę i ją orzeźwiły. Bym mogła myśleć trzeźwo. By wymyślić, co bym mogła robić przez ten półtora miesiąca. Usłyszałam dzwonek telefonu. Mama. Zastanawiałam się, czy odebrać. Wahałam się. Jeśli mnie namierzy przez telefon? Albo jeśli wezwie policję? I czemu nagle przypomniało się jej o mnie? Tyle pytań cisnęło mi się na usta. Przełknęłam ślinę i postanowiłam odebrać. By ją uspokoić i poprosić, by mnie nie szukała.
-Halo?
-Susie?To Ty?! SUSIE! Kochanie, tak sie o Ciebie martwiłam, tyle Cie nie było w domu!
-Wybacz, mamo... U siebie czułam się źle... Ale tu ułożyłam sobie życie. Na nowo. Mamo, umówmy się tak. Ty mnie nie szukasz i zostawiasz mnie w spokoju, a ja Cię odwiedzę. Co ty na to?
-Susie, to twój pierwszy mądry pomysł. Kiedy masz zamiar przyjechać?
-Najlepiej... teraz.
-A co z Michaelem?
-Pracuje. Czekaj na mnie. Ja tylko się spakuję i pożegnam z Michaelem.
-Ok.
Rozłączyłam się. W końcu będę miała co robić przez ten szmat czasu. Ruszyłam w stronę szafy i wpakowywałam ciuchy do walizki, a potem kosmetyczkę. Weszłam z walizką do studia Michaela. Zlustrował mnie wzrokiem,a jego oczy wyrażały smutek. Podbiegł do mnie i mocno przytulił.
-Susie, co zrobiłem źle?!
-Nic. Ale jadę do mamy. Umówiłam się z nią, że ułożyłam sobie życie. I że w zamian za to, że nie będzie mnie ścigać, ja ją odwiedzę. A najlepiej teraz, kiedy masz pracę.
Michael odsunął się ode mnie na tyle, by spojrzeć mi w oczy.
-Wrócisz? Na pewno?
-Na pewno.
Pocałował mnie w policzek i znowu przytulił.
-Wracaj szybko.
-Wrócę , jak skończysz nagrywać płytę.-puściłam do niego perskie oko i ruszyłam w stronę drzwi. Czułam na sobie jego wzrok. Nie chciał, bym go opuszczała. Ale co robić...

czwartek, 1 lipca 2010

16 Maj 1983 r. - Motown 25


Rozglądałam się niecierpliwie. Za oknem limuzyny widziałam chmury, przez które z wysiłkiem przebijało się słońce. Widziałam piękne łąki, drzewa, a co jakiś czas sarnę.
Razem z Michaelem jechaliśmy do Gary, do miasta w którym się urodził, by Michael zatańczył do nowej piosenki, którą niedawno napisał, na 25-ciolecie Motown. ,,Wczoraj, dziś, zawsze''. Nerwowo bawiłam się palcami dłoni. Miałam pierwszy raz spotkać jego rodzinę, co mnie bardzo stresowało. Kogo ja próbuje oszukać... Denerwowało mnie to, że będę musiała spotkać się z jego ojcem. Joe. Strasznie się go bałam, z tego, co opowiadał Michael.
Popatrzył się na mnie i uśmiechnął.
-Co jest?
Wbiłam wzrok w swoje dłonie i palce.
-Ym... Boję się... Twojego ojca. Wiem, nie powinnam Cię tym przejmować... Przed samym występem.-uśmiech zniknął z jego twarzy, a pojawił się ból. Dobrze go znałam i wiedziałam, o czym myślał. Też się go bał. Przed wyjazdem do Gary wymiotował. Tak strasznie się bał. Co dopiero ja. Nic nie jadłam i nie piłam.
-Susie...-patrzył przed siebie z poważną miną, a usta ułożyły mu się w cienką kreskę.-Nie bój się... Wiem, nie dałem Ci do tego powodu, opowiadając o moim ojcu i wymiotując... Ale... Tylko ja powinienem się go bać. Nie ty. On nie skrzywdzi obcej mu osoby. Nie znam go zbyt dobrze... Co mnie... Boli. Że jest moim ojcem, a ja go nie znam... Ale... Ciebie nie skrzywdzi. Przy mnie nigdy.-popatrzył się na mnie wzrokiem pełnym opiekuńczości. Objęłam jego ramię.
-Michael... Ja się go nie boję w sensie że... Mnie uderzy.-popatrzył się na mnie, tym razem wzrokiem mówiącym ,,Nie zmyślaj.''.-Ok...może troszkę.-uśmiechnął się.-Ale... tego stresu. Michael, ja muszę za jednym zamachem poznać sześć osób! Już mi trudno poznać jedną, co dopiero sześć. Jestem strasznie wstydliwa. Poznawanie ludzi jest dla mnie... Nie komfortowe. Takie stresujące...-przerwał mi, przykładając mi palec do ust.
-Nie martw się. Moi bracia wszystko złagodzą. Przy nich każdy może czuć się komfortowo. Oni zawsze byli moją ucieczka od wszystkiego. Moje najszczęśliwsze chwile w życiu, gdy mieszkałem z ojcem i byłem od niego zależny, wspominam tylko i wyłącznie z udziałem moich braci i Matki. Nie stresuj się. Katherine na pewno Cię ośmieli. Zobaczysz.-jego nawijanie mnie... uspokajało.
-Dzięki, Mike. Już się nie stresuję.-popatrzył na mnie tym samym wzrokiem co wcześniej.-Troszeczkę?
Zaśmialiśmy się oboje, gdy szofer otworzył przede mną drzwi.
-Jesteśmy na miejscu.
Niezdarnie wysiadłam z auta i podziękowałam szoferowi. Popatrzył się na mnie wielkimi oczyma i wsiadł do samochodu.
-Co jest?-spytałam Michaela, który rękę trzymał na moich plecach.-Co go zdziwiło?
Nachylił się nade mną. -Wiesz... Nikt u nigdy wcześniej nie dziękował za otwieranie drzwi. Oni... szoferzy, uznają to za swoją prace, a nie dobre uczynki. A gdy mu podziękowałaś... Zdziwił się, że ktoś mu dziękuje za coś, za co dziękować nie powinien.Pocałował mnie we włosy.
-Aha..-odpowiedziałam krótko, zdając sobie sprawę z mojej gafy.
W końcu doszliśmy a kulisy. Michael popchnął mnie do przodu, abym szła przed nim. Wprost na konfrontację z jego rodziną.
Pierwszy raz zobaczyłam jego ojca, matkę i braci na żywo. Wcześniej ich wszystkich widziałam tylko w gazetach.Katherine podeszła do mnie i przytuliła.
-Witam Cię, Susie!-spojrzała na Michaela.-A więc ona jest Twoją dziewczyną? -spojrzałam na Michaela wściekłym wzrokiem. Już im o mnie mówił!-Katherine przeniosła wzrok na mnie.-Ładna jesteś, ładna. Witaj w naszym gronie- uśmiechnęła się. Wysiliłam się na uśmiech, by zrobić jej przyjemność. Kolejny był Joe.
*
Patrzyłam się z fascynacją zza kurtyny. Michael stawiał kroki z piękną precyzją, śpiewał przepięknie, a jego czoło błyszczało od potu. Nagle Michael zrobił zwrot, stanął bokiem do sceny i wykonał niesamowity krok. Zaparło mi dech w piersiach. Szedł do przodu, ale... szedł do tyłu. To było niesamowite. A na koniec stanął na palcach, co było równie fascynujące. Usłyszałam, jak Joe, stojący koło Katherine, szepce jej na ucho coś w stylu ,,Mój syn i moon walk. Niesamowite''. Popatrzyłam się na Joego pytającym wzrokiem. Randy podbiegł do mnie szepnął mi na ucho:
-Moon walk. Czyli księżycowy krok. Chodzi o to, że to jest aluzja. Wydaje Ci się, że np. Michael idzie do przodu, ale porusza się w przeciwną stronę. Niesamowite, co? -uśmiechnął się i wrócił do braci.
Michael, gdy wrócił, uśmiechnął się do mnie w całej okazałości. Zasapany , spytał:
-I jak, podobało Ci się?-podeszłam do niego z chusteczką i wycierając krople potu,
odpowiedziałam. - Jasne, że tak. Jestem taka tępa, że Randy musiał mi tłumaczyć co to moon walk.
-Oj przestań - rozczochrał mi pieszczotliwie włosy. - Nikt Ci nic o tym nie mówił. U nas w rodzinie mówi się od tym odkąd pamiętam. Nie martw się. -cmoknął mnie w policzek. Nagle otworzył szeroko oczy - O nie, a gdzie mój kapelusz?
Joe roześmiał się tym swoim (według mnie) okropnym basem.
-Rzuciłeś go do ludzi. Jedna dziewczyna złapała, a druga też chciała i się ... trochę poszarpały.
-No to go prędko nie odzyskam...-uśmiechnął się.
-Michael?-odsuwając chusteczkę od jego czoła, zadałam mu pytanie- Jak można nie wiedzieć, co zrobiło się z kapeluszem?
Zaśmiał się.
-Widzisz... Na scenie i to przy muzyce... Nie wiem co robię. Po prostu swoim ciałem oddaję muzykę. Tyle.
-Mhm... -odsunęłam się od niego i wrzuciłam całą mokra chusteczkę do kosza.-A... łatwo Ci tak stawać na tych palcach?
Michael zasmucił się.
-Co jest?
-No... chciałem ustać dłużej... i nie wyszło... a ja to....tak długo ćwiczyłem...
-Michael... -przytuliłam go, choć bardziej to wyglądało, jakby on przytulał mnie. Przy jego wzroście tak właśnie się czułam. -To było niesamowite i fascynujące. Pomyśl, że tą rzecz umiesz tyko ty. Nikt inny. To się ludziom podobało. To co ty umiesz, a inni nie.
Uśmiechnął się od ucha do ucha.
-No to... - Katherine zatarła ręce - Zapraszam na obiad.
**
Jego kuchnia była mała, ale za to mieściła nas wszystkich. Podczas posiłku zadzwonił telefon. Michael , niechętnie odrywając się od stołu, odebrał.
-Halo?
-...
-Tak, przy telefonie.
-...
-Dziękuję...
-....
-Do widzenia...
Odłożył słuchawkę, po czym pognał do toalety.
Pobiegłam za nim, nie zważając na krzyki Katherine, żebym wróciła do stołu. Gdy otworzyłam drzwi toalety, Michael mył zęby.
-Co się stało?
-Zadzwonił do mnie... Fred Astaire. Pochwalił mnie...wychwalał... Nie przywykłem do tego. To dla mnie takie osłodzone...
-Ah...-Michael wypluł nadmiar pasty i wypłukał usta.-Spokojnie-pogłaskałam go po plecach-Nie dziwię się, że Cię tak wychwalał. W sumie, też chciałam, ale teraz wiem, że lepiej nie. -usmiechnął sie i położył dłoń na moich plecach,po czym zaprowadził mnie do kuchni.
-Co jest, Michael? -spytał Joe potężnym głosem.
-Y... Dzwonił Fred Astaire. Chwalił mnie. I zwymiotowałem. -mówiąc to grzebał widelcem w talerzu.
-Mhm.-odpowiedział krótko Joe i zabrał się za jedzenie, jak Michael.
***
Gdy byliśmy w jego starym pokoju, Michael, przysiadłszy na łóżku, powiedział mi, patrząc się w podłogę. -Zostajemy tu jeszcze juro. Wyjeżdżamy do domu 18-tego.
-Czemu? Ja tam mam ubrania!
-La Toya Ci pożyczy. Aktualnie gdzieś wyjechała, ale jutro wróci o 5:00 nad ranem.
-A ty?
-Mam braci.
-No to ok.
Rzuciłam się z impetem na łóżko i wtuliłam w poduszkę.
-Dobranoc. -powiedziałam zaspanym głosem, stłumionym przez poduszkę.
-Dobranoc.-zaśmiał się Michael i wyszedł z pokoju, po czym zasnęłam. Jutro miałam poznać La Toyę. Janet znałam, ale La Toyę? Tym bardziej, bałam się, bo była porywcza i arogancka. No cóż, przeżyję to jakoś...

wtorek, 29 czerwca 2010

P.Y.T. - Pretty Young Thing


Ze studia Michael'a dawało się usłyszeć miłe dźwięki popu, porywające do tańca. Gdy zjadłam i włożyłam talerz do zmywarki zaczęłam sobie tańczyć i nucić. Zdezorientowana odwróciłam się w stronę drzwi. Stał w nich usmiechniety Michael w czerwonej, skórzanej kurtce, czerwonych spodniach i jak zawsze, czarnych butach i białych skarpetkach. Uśmiechnęłam się do niego wstydliwie.
-Widzę, że już się rwiesz do tego by zagrać w teledysku.-zbił mnie z pantykału.
Podszedł do mnie i wziął za rękę. - Choć, będzie fajnie!-obdarzył mnie tym swoim najlepszym uśmiechem.Jego entuzjazm był zaraźliwy.
-Ok. - uśmiechnęłam się.
Gdy byliśmy już w studiu nagraniowym, gdzie Michael musiał najpierw nagrać piosenkę, usiadłam wygodnie w fotelu i wczuwałam się w muzykę. Śpiewałam sobie po cichutku równo z Michael'em.

It's close to midnight and something evil's lurking in the dark
Under the moonlight you see a sight that almost stops your heart
You try to scream but terror takes the sound before you make it
You start to freeze as horror looks you right between the eyes
You're paralyzed

'Cause this is thriller, thriller night
And no one's gonna save you from the beast about to strike
You know it's thriller, thriller night
You're fighting for your life inside a killer
Thriller tonight

You hear the door slam and realize there's nowhere left to run
You feel the cold hand and wonder if you'll ever see the sun
You close your eyes and hope that this is just imagination
But all the while you hear the creature creepin' up behind
You're out of time

'Cause this is thriller, thriller night
There ain't no second chance against the thing with forty eyes
You know it's thriller, thriller night
You're fighting for your life inside a killer
Thriller tonight

Night creatures call
And the dead start to walk in their masquerade
There's no escapin' the jaws of the alien this time
They're open wide
This is the end of your life

They're out to get you, there's demons closing in on every side
They will possess you unless you change the number on your dial
Now is the time for you and I to cuddle close together
All thru the night I'll save you from the terrors on the screen
I'll make you see

That it's a thriller, thriller night
'Cause I can thrill you more than any ghost would dare to try
Girl, this is thriller, thriller night
So let me hold you tight and share a killer, chiller
Thriller here tonight

'Cause this is thriller, thriller night
And no one's gonna save you from the beast about to strike
You know it's thriller,Ooo Ooo thriller night
You're fighting for your life inside a killer
Thriller tonight


****************************************************

( Vincent Price )

Darkness falls across the land,
The midnight hour is close at hand,
Creatures crawl in search of blood
To terrorize y'aws neighborhood

And whosoever shall be found
Without the soul for “getting down”
Must stand and face the hounds of HELL
And rot inside a corpsed shell

The foulest stench is in the air
The funk of 40,000 years
And grizzly ghouls from every tomb
Are closing in to seal your doom

And though you fight to stay alive
Your body starts to shiver...
For no mere mortal can resist
The Evil of
The "Thriller"…

Aahh Ha Ha Ha Ha Ha Ha Ha Ha
Aahh Ha Ha Ha Ha Ha Ha Ha Ha Ha Ha Ha Ha Ha
Ha ha ha ha ha ha ha hew hew hew hew hew hew

Gdy po paru godzinach skończyli nagrywać, Michael wziął mnie znów za rękę i zaprowadził do limuzyny.

-Teraz czas na teledysk :D

-Fajnie...

Bałam się, że nie dam rady, że coś mi nie wyjdzie. Koordynacji ruchowej za grosz dobrej... Ale i tak nie mogłam się doczekać. To było spełnienie marzeń Michaela. Koniec grania z braćmi i w końcu solowa kariera, bez ojca, który bije, jak zrobi jeden krok źle i bez mieszania się innych do jego interesów. -A co z tą piosenką o mnie? Nie chcę być wścibska, ale wczoraj byłeś taki uśmiechnięty jak o niej mówiłeś... ?

-Wiesz... na to akurat musisz poczekać-puścił do mnie perskie oko. Popatrzyłam się na niego, po czym skrzyżowałam ręce na piersiach i zrobiłam minę naburmuszonego dziecka.

-Oj przestań... Dobrze, zanucę Ci ją. I ucieszę cię, bo ta piosenka będzie na płycie. -no i zaczął nucić, jakie mi to tam było nucenie, z tym jego falsetem, pięknym głosem, nie można było nazwać tego nuceniem. Zaśpiewał mi od deski do deski całą piosenkę.

Where Did You Come From Lady
And Ooh Won't You Take Me There
Right Away Won't You Baby
Tendoroni You've Got To Be
Spark My Nature
Sugar Fly With Me
Don't You Know Now
Is The Perfect Time
We Can Make It Right
Hit The City Lights
Then Tonight Ease The Lovin' Pain
Let Me Take You To The Max

I Want To Love You (P.Y.T.)
Pretty Young Thing
You Need Some Lovin' (T.L.C.)
Tender Lovin' Care
And I'll Take You There
I Want To Love You (P.Y.T.)
Pretty Young Thing
You Need Some Lovin' (T.L.C.)
Tender Lovin' Care
I'll Shake You There

Background
Anywhere You Wanna Go

Nothin' Can Stop This Burnin'
Desire To Be With You
Gotta Get To You Baby
Won't You Come, It's Emergency
Cool My Fire Yearnin'
Honey, Come Set Me Free
Don't You Know Now Is The Perfect Time
We Can Dim The Lights
Just To Make It Right
In The Night
Hit The Lovin' Spot
I'll Give You All That I've Got

I Want To Love You (P.Y.T.)
Pretty Young Thing
You Need Some Lovin' (T.L.C.)
Tender Lovin' Care
And I'll Take You There
I Want To Love You (P.Y.T.)
Pretty Young Thing
You Need Some Lovin' (T.L.C.)
Tender Lovin' Care
I'll Take You There

Breakdown
Pretty Young Things, Repeat After Me
(Michael) I Said Na Na Na
(P.Y.T.'S) Na Na Na
(Michael) Na Na Na Na
(P.Y.T.'S) Na Na Na Na
(Michael) Na Na Na
(P.Y.T.'S) Na Na Na
(Michael) I Said Na Na Na Na Na
(P.Y.T.'S) Na Na Na Na Na
(Michael) I'll Take You There

I Want To Love You (P.Y.T.)
Pretty Young Thing
You Need Some Lovin' (T.L.C.)
Tender Lovin' Care
And I'll Take You There
I Want To Love You (P.Y.T.)
Pretty Young Thing
You Need Some Lovin' (T.L.C.)
Tender Lovin' Care
I'll Take You There

-Fajna.-nie chciałam mu pokazywać, jak się cieszę z takiej pięknej piosenki. Chciałam się z nim podroczyć.

-Tylko?-popatrzył się na mnie ze smutkiem w oczach. -Hm... - udawałam, że się namyślam. Nagle coś mnie ścisnęło.To Michael. Z całej siły mnie do siebie przytulił. Nie zdawałam sobie sprawy, że jest taki silny. Próbowałam się wyrwać z jego objęć, ale to nic nie dawało. -Michael...ja...się...duszę...-uśmiechnąwszy się, rozluźnił uścisk.-Czy ty zawsze musisz mnie zgniatać?-spytałam z wyrzutem. -Jeśli nie okazujesz entuzjazmu lub kłamiesz. No, jak ci się podoba piosenka? Tylko bez żadnego droczenia się, bo znowu będę dusić.-usmiechnął się szeroko.-No ok. STRASZNIE FAJNA, AŻ ZABRAKŁO MI TCHU, PIĘKNA, CUDOWNA, PORYWCZA, CHCE SIĘ TANCZYĆ, CHCE SIĘ ŚPIEWAĆ! Może być?

Zaczął się śmiać. Boże, oddałabym wszystko za ten uśmiech...

-Tak, może być. Mam nadzieję, że moim fankom też się to spodoba. - wyrwałam się z jego uścisku i przygwoździłam się do okna. Jak mógł tak powiedzieć? Zrobiło mi się strasznie przykro. ,,Wdech, wydech...''. Patrzyłam się w okno, na budynki i łąki, które mijaliśmy. Zdezorientowany Michael po minucie zdał sobie sprawę jaką gafę palnął.-Kochanie!-przytulił mnie mocno do siebie.-Oh, źle to zinterpretowałem, nie bądź zła! Tylko ciebie kocham, nie pamiętasz? Fanów też, ale ty jesteś ważniejsza. -jedną ręką mnie trzymał, a drugą, wolną, głaskał mnie po głowie.-Serio?-nie mogłam za tym nadążyć.-No jasne!-Michael był oburzony.

Gdy dotarliśmy na miejsce, zaparło mi dech w piersiach.W studiu specjalnie było ciemno. Stało niby to kino, a przy toaletkach siedziało kilkanaście osób, które były charakteryzowane przy kilku lampkach, na zombie i tym podobne. Dalej stała zielona kurtyna, od Michaela kiedyś tam słyszałam, że to do robienia, np. , w tym wypadku księżyca i innych specjalnych rzeczy.

*

-Dobra, ludzie! - krzyknął pewien mężczyzna przez megafon. -Zaczynamy kręcić! Michael i Susie, wejdźcie do kina! - Michael wziął mnie za rękę i zaprowadził. -Iiiiii....AKCJA!


Po paru nieudanych scenach, po próbach i tak dalej, w końcu zmontowaliśmy ,,Thrillera''.
Michael był wniebowzięty. Oczywiście, dodał na koniec (był świadkiem jehowy) że to tylko i wyłącznie wymyślone postacie. Ja również byłam zadowolona. Nawet nieźle - jak na mnie - mi poszło. Gdy wróciliśmy do domu, od razu padłam na łóżko. Byłam taka zmęczona... kręciliśmy od 12:00 do 24:00.

-I jak?-spytał Michael.- Tak wygląda moje życie, odkąd skończyłem pięć lat. -zrobił się smutny. Wstałam i się do niego przytuliłam. -Nie martw się. Ja Ci zawsze pomogę. -tym razem ja wzięłam go za rękę, po czym zaprowadziłam do łazienki.-Idź się umyj, to Ci pomoże, odprężysz się.- Uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek, po czym wszedł do łazienki. Sama się do siebie uśmiechając, po pocieszeniu Michaela, sama poszłam do łazienki się umyć, po czym szybko weszłam pod kołdrę. Michael doszedł 2 minuty później. Objął mnie ramieniem, po czym zasnęłam. Byłam wykończona tym dniem...



piątek, 7 maja 2010

Morze.

-Aaaaa - ziewnęłam, siadając i przeciągając się równocześnie. Tak dobrze mi się spało ! To chyba przez ten materac, taki mięciutki...
Zawsze rano coś mnie rozpraszało, zamiast zrobić jakąś rzecz, patrzyłam lub myślałam o jednej i po prostu zasypiałam na siedząco. Ale dzisiaj tak nie było.
Poczułam zapach omleta. Jak ja je kochałam ! Jadłam je z rodziną bardzo rzadko, więc moja twarz rozpromieniała radością.
Powoli wstałam z łóżka. Powtórzyłam tą czynność, a mianowicie, przeciąganie się. Wsunęłam stopy do kapci i ruszyłam w stronę łazienki. Będąc w niej umyłam zęby i pomalowałam się. Z ubraniem poczekałam, ubiorę się po śniadaniu...
Weszłam wesołym krokiem do kuchni.
-Hej !
-O, to już słońce wstało ?
Poczułam, że się rumienię, więc szybko usiadłam do stołu.
-Mam nadzieję, że omlet będzie Ci smakować...
-Ja to wiem, że będzie :)
-Hehe..-tym razem on się zarumienił, dojrzałam to, ale nic nie powiedziałam. Tylko napawałam się tą chwilą.
Podszedł, nałożył mi omleta uśmiechając się przy tym. Odłożył patelnie, oparł się o blat i z założonymi rękoma przypatrywał się mi, z uśmiechem.
-Czym Ty to przyprawiłeś ? - popatrzyłam się na niego wielkimi oczyma.
-Hahahaha ! - zaczął się śmiać - chcę zobaczyć Twoją reakcję po skosztowaniu omleta.
-Aaaa - uśmiechnęłam się.
Ukroiłam kawałek i włożyłam do ust. Kiepsko kłamałam, więc wiedziałam, że go nie wrobię, choć mnie strasznie korciło. Zaczęłam się uśmiechać.
-Michael, to jest przepyszne !
-Serio ?
-No serio. Naucz się jednego o mnie - ja nie potrafię kłamać. Może razem zjemy ? Nie mogę tak jeść i patrzyć jak Ty tak stoisz...
-No jeśli tak nalegasz...
Usiadł obok mnie. Jedliśmy jednym widelcem, więc ta sytuacja wydawała mi się bardzo romantyczna.
Gdy zjedliśmy, niechętnie wstałam od stołu.
Michael zrobił to samo i powiedział mi do ucha.
-Załóż pod ubranie strój kąpielowy - a gdy poszedł do łazienki puścił do mnie oczko.
Wzruszyłam ramionami i poszłam z naręczem ciuszków do łazienki. Z niej krzyknęłam rurami do Michaela.
-A mam się ubrać tak na plażę?!
-Tak !!
-Okey.. - powiedziałam do siebie.
Najpierw założyłam czarną bluzkę na ramiączkach. Następnie sięgnęłam po czarną miniówkę. Pod koniec założyłam takie czarne "skarpety". Były to tak jakby podkolanówki, tylko bez miejsca na stopy.
Moim ostatnim etapem było uczesanie włosów. Zrobiłam sobie kitkę, która świetnie pasowała do tej kreacji. Do kieszonki miniówki włożyłam błyszczyk do ust.
Oczywiście, pod tym wszystkim był strój kąpielowy. Jak zwykle - czarny.
Gdy wyszłam z łazienki, Michael zagwizdał.
-Łaaaał !!
-Co ?
-Ślicznie wyglądasz !
-Dziękuję... - no nie, czy ja znowu się rumienię ??
-Choć, słodka..
Wziął mnie za rękę i wyszliśmy z domku.
-Michael...-zwróciłam się do niego - Ty nie nagrywasz dzisiaj płyty ?
-Nie, postarałem się o dzień dla nas , wyłącznie.
-Ooo, jesteś kochany ! - przytuliłam się do niego. Tak ślicznie wyglądał ! Ta biała koszula świetnie pasowała do czarnych jeansów. A te loczki aż chciało się dotknąć i nie puszczać.
Na plaży była pustka, cieszyło mnie to.
-Mamy chwile dla siebie... - uśmiechnęłam się.
-Taak - przytulił mnie.
Zdjęliśmy ubrania i zaczęliśmy biegać po plaży. Michael wepchnął mnie do wody, wściekła , wciągnęłam go za sobą.
Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Miał w nich iskierki. Tak się cieszył ! To był piękny widok. Przybliżył się do mnie i musnął me wargi swoimi. To było takie słodkie... Muskał me usta i głaskał włosy...
W kocu zrobiło mi się zimno.
-Michael..zimno mi...
-Choć szybko na brzeg...
Położyliśmy się na ręcznikach i odpoczywaliśmy. W końcu zaczęliśmy się ganiać. Zagapiłam się na jego piękny uśmiech i się wywróciłam.
-Susie, nic Ci nie jest, prawda ? - podbiegł do mnie.
-Nie, w porządku skarbie, tylko trochę kolano mnie boli, ale tak to spoko...
-Na pewno ?
-Tak tak...
Wróciliśmy do domu, zjedliśmy, ale gdy zbliżał się zachód słońca, chcieliśmy się na niego wybrać.
Staliśmy na plaży, przytulając się i patrząc sobie w oczy. Nagle Michaela coś ruszyło.
-Mam pomysł na piosenkę !!! I to - o Tobie !!!
-Super - uśmiechnęłam się.
Ciekawe, jak będzie brzmieć...

wtorek, 4 maja 2010

Wredny nauczyciel.

-Susie!Susie!
-Ymm...Tak ? - wyrwałam się ze swych namyśleń.
-Czy zrobiłaś zadanie?
-Jeszcze nie...
-Wszyscy na Ciebie czekają. Ta sytuacja ma miejsce kolejny raz. Co się z Tobą dzieje?
-Jestem cienka z Francuskiego, nic na to nie poradzę...
-A wizyta u dyrektorki pomoże?
-Co?
-Już, do dyrektorki!
-Ale..
-Już!
Spakowałam niechętnie książki od Francuskiego i wyszłam z sali. Weszłam do gabinetu dyrektorki, zastając pulchną panią na fotelu, z krótkimi, puszystymi blond włosami, okularami i małymi, niebieskimi oczkami, które po moim wejściu zrobiły się wielkie.
-Dzień dobry...
-Dzień dobry, Susie, a co Ty tu robisz? Myślałam, że jesteś wzorową uczennicą!Dostałam telefon od pana Blake'a.
-Ja po prostu jestem słaba z francuskiego i za żadne skarby nie mogę się na niego nauczyć, choć poświęcam na to dużo czasu.
-To się dzieje monotonnie. Jeśli nauczysz się czego i wkujesz na blaszkę, to jakoś dasz radę, chociaż na mierny. Cóż, muszę zatelefonować do Twojej mamy, możesz już iść.
-Do widzenia...
-Do widzenia - odparła opryskliwie. Chyba straciła do mnie miłe nastawienie.
W domu już czekała na mnie mama, po jej wyrazie twarzy wywnioskowałam, że nie ma mi nic miłego do przekazania.
-Siadaj Susie.
Usiadłam posłusznie i jak zwykle, robiłam za niewiniątko. Choć widocznie, już nie miałam szans.
-Masz się zacząć uczyć ! Francuski wisi Ci jak pstryczek na szyi !
-Ok, zacznę się lepiej uczyć. Mogę iść do mojego pokoju ?
-Tak. Dostajesz karę na dwa miesiące, zero telewizji, komputera, telefonu i imprez, tylko szkoła, dom i nauka.
-OK...
Szybciutko podreptałam po schodach do swojego pokoju, aby nie słuchać zrzędzeń mojej mamy, które już co trochu mnie irytowały...
Chwyciłam szybko telefon komórkowy i wybrałam nr Michaela.
-Michael!
-Co się stało ?
-Sorki że przeszkadzam, ale mama dała mi karę na dwa miesiące, nie mogę wychodzić, nie mogę siedzieć przy komputerze, telewizji i telefonie...
-O nie ! Mieliśmy się spotkać !
-Spokojnie, ciocia Susie coś wymyśli, hehe...
-Hehe, zawsze umiesz rozbawić :D
-Okey, telefon schowam do szuflady na bieliznę i powiem mamie, że telefon zgubiłam. A dziś w nocy, około 3:00, przyjedziesz limuzyną i zamieszkam u Ciebie, bo ja tu cierpię katusze !
-Dobrze. Przygotuj się na 3:00, bądź spakowana i przyszykowana.
-Okey, teraz się zdrzemnę...
-Dobrze, nabierz sił i zjedz coś. Dobrze, ja idę nagrywać płytę, a Ty odpoczywaj.
-Okey, dzięki za troskę, do 3:00.
-Papaa.
Nacisnęłam czerwony klawisz kończący rozmowę i schowałam telefon tam, gdzie mówiłam - do szuflady na bieliznę.
Zeszłam powoli i po cichu na dół. Mamy nie było, a liścik leżał na stole w jadalni.
"Będę jutro o 15:00. Pojechałam do koleżanki nocować. Dawno się nie widziałyśmy, pozdrawiam, mama".
-TAK ! - krzyknęłam na cały dom, lecz gdy zdałam sobie sprawę, co właśnie zrobiłam, odruchowo zasłoniłam sobie usta dłonią.
-Uff...
Weszłam na górę do pokoju i zaczęłam pakować torby. Skończyłam ok. 20:00. Chciałam ślicznie wyglądać, a więc weszłam do łazienki z naręczem moich najlepszych ubrań. Najpierw umyłam włosy i wysuszyłam, umyłam oczywiście szamponem truskawkowym. Ubrałam się w lateksowe spodnie, wielki pasek, białą bluzkę i rozpiętą, żółtą koszulę, która była schowana do spodni, jednak nie całkiem.
-Uuu, nieźlee - powiedziałam, patrząc w moje wielkie lustro .
Teraz była pora na fryzurę. Tylko przeczesałam lekko włosy, bo moje loki uwielbiałam trzymać w lekkim nieładzie.
Oczy pomalowałam czarną kredką i czarnym cieniem. Pomalowałam rzęsy, a usta różową pomadką.
Na ręce założyłam jeszcze czarne rękawice. Takie bez palców.
-No, Susie, ładna z Ciebie sztuka, ok, gotowa ! - krzyknęłam do lustra.
Na zegarku wybiła 3:00 . Trzy minuty po usłyszałam klakson limuzyny.
-Już biegnę !
Zeskoczyłam z torbami z okna, myślałam, że wyląduję na ziemi, ale silne ramiona złapały mnie tuż nad ziemią.
-Michael, ja tak tęskniłam !
-Ja też !
Zaniósł walizki do bagażnika i zaniósł mnie do limuzyny. Usiadł blisko mnie i objął mnie ramieniem.
-Nie wiesz, jak tęskniłem...
-A ja? Strasznie !
-Wow, Susie, przepięknie wyglądasz !
-Oh, serio ?
-Tak ! Strasznie ! A Twoje włosy tak pięknie pachną !
-Dzięki...
Gdy znaleźliśmy się u niego w domu, odebrało mi mowę.
-Jak tu przepięknie !
-Idź się rozgość, a ja zaniosę Twoje torby.
Wędrowałam po pięknym domu. Dotykałam pięknych, dębowych mebli. Michael zaniósł moje torby do pokoju i mnie zawołał.
-Czekaj, rozpakuję moje torby.
-To wygląda na zapas na wojnę !
-Hehe - zarumieniłam się. Rzeczywiście, trochę tego było...
-Słodka jesteś, jak się wstydzisz...
-Dzięki...
Gdy się rozpakowałam, Michael mocno mnie uściskał.
-Strasznie tęskniłem...
-Ja też...A jak tam Ci idzie z ...
Nie dokończyłam, bo zatkał mi usta namiętnym, czułym, romantycznym i sugestywnym pocałunkiem. Widziałam mroczki przed oczami.
-Susie, oddychaj!
-Wybacz...-przygryzłam wargę.
-Dobra, idę się myć. A Ty też ?
-No.
Wzięłam piżamę i poszłam do łazienki. Gdy się umyłam, umyłam zęby i założyłam piżamę, ułożyłam się wygodnie w łóżku.
Usłyszałam zamykane drzwi od pokoju, odwróciłam się i zauważyłam go. Krople wody spływały po jego wyćwiczonym torsie, a jego anielski uśmiech doprowadzał mnie do wypieków.
Gdy się koło mnie położył, zapachniało wanilią...
Poczułam rękę na moich włosach i na talii. Jedną głaskał moje włosy a drugą mnie trzymał.
Zasypiałam, słysząc jego słowa :
-I love you...

czwartek, 8 kwietnia 2010

1981r. + teledysk.

-Susie - zwrócił się do mnie Michael - ja już muszę iść nagrać tą nieszczęsną płytę . Jak coś , to będę dzwonił . Okey ?
-Ehhh....Okey . Papa - przytuliłam się do niego.
Gdy już zamknął za sobą drzwi , zachciało mi się płakać. Oczy zalały mi się łzami , przygryzłam wargę , aby nie wybuchnąć płaczem , jak to miałam w zwyczaju . Kiedy go zobaczę ? Za rok ?
Opadłam na łóżko , bezradna .
Chciałam zapomnieć , chociaż na ten felerny rok o Michael'u , płycie , tym , że go nie zobaczę przez dłuższy czas . Ale nie potrafiłam wyrzucić go z moich myśli. Gdzieś tam w zakamarkach mojej podświadomości wciąż był .
Usłyszałam dzwonek mojego telefonu.
Michael ?
-Halo ?
-Cześć , skarbie.
-Michael , hey !
-Co tam u Ciebie ?
-A nic, właśnie leniuchuję , jak przystało w ferie.
Zaśmialiśmy się oboje .
-A ja jestem w trakcie nagrywania płyty. Znaczy , mam przerwę.
-Wiesz, nie chcę Ci przeszkadzać....
-Nie no , co Ty! Właśnie , chcę Ci opowiedzieć plan teledysku .
-A po co...
-No bo ze mną w nim zagrasz....
-Tak ?!? Ale super !!!
-Okey. No to tak. Siedzimy w kinie i oglądamy horror. Ja siedzę , wcinam popcorn i się uśmiecham , a Ty się boisz i ściskasz mnie za ramię. Mówisz mi , żebyśmy wyszli, bo się boisz, a ja do Ciebie, żę nie ma czego i żę jesteś strachliwa. Ty się na mnie denerwujesz, wychodzisz , a ja chwilę siedzę , oglądam, idę za Tobą i daję popcorn osobie siedzącej koło mnie. Stoimy przed kinem , gdzie jest taki duży napis, świecący się na czerwono , "Thriller". Ja Ci mówię, że nie ma się czego bać, Ty mówisz, że się nie bałaś i idziesz, a ja mówię "Bałaś się" uśmiecham się i idę za Tobą. Zaczynam śpiewać a Ty sie uśmiechasz. Jest przerwa w moim śpiewaniu i taka scena jak przechodzimy przez cmentarz. Zbliżenie na cmentarz i z ziemi wychodzą zombie...
-Bleeee
-Nie przerywaj
-Okey...
-Wychodzą , idzemy idziemy , nagle nas zachodzą, ja Cię osłaniam i nmagle staję się jednym z nich i tańczę, a potem śpiewam.
-Nie chcę wiedzieć co dalej.
-Hehe - zaśmiał się.
-No co, wiesz, że jestem histeryczką.
-Spokojnie, nie martw się, przyzwyczaisz się.
-Okey, to ja Ci nie przeszkadzam, nagrywaj tą płytę dalej.
-Okey, kochanie, papa.
-No papa.
Rozłączyłam się.
Zagram z nim w teledysku ! Ale jazda !

wtorek, 6 kwietnia 2010

Nieoczekiwany zwrot akcji.

Obudził mnie mój budzik stojący na komódce. Otworzyłam oczy, walnęłam w niego i dalej sobie tak leżałam. Zaczęłam myśleć o Michaelu. Łzy ciekły mi strużkami po policzkach.
-Czemu płaczesz ? -odezwał się męski głos.
-No bo...mój chłopak pojechał nagrywać płytę, a ja go strasznie kocham i tęsknię, a on dopiero wróci za dwa lata...
-Niedorzeczne - uśmiechnął się.
-Michael! - krzyknęłam i przytuliłam się do niego - nie nagrywasz płyty i nie załatwiasz spraw rodzinnych ?
-Wczoraj pojechałem je załatwić. Powiedziałem im, że strasznie za Tobą tęsknię. Więc powiedzieli, że mogę dopiero za rok zacząć nagrywać płytę - uśmiechnął się szeroko.
-To cudownie ! - krzyknęłam i przytuliłam go mocniej.
-A czemu masz takie małe oczka ?
-Wiesz, Mike...Nie wyspałam się. Bez przerwy o Tobie myślałam i płakałam - wstałam.
-Czekaj, pójdę się odświeżyć - weszłam do łazienki z ubraniami przewieszonymi przez ramię. Zamknęłam za sobą drzwi od łazienki. Położyłam ubrania na pralce i weszłam do wanny. Puściłam sobie gorącą wodę , myłam się i nuciłam Don't Stop Till You Get Enough. Gdy już się umyłam, umyłam zęby, uczesałam się i umalowałam oczy na czarno. Cała się ubrałam na czarno. Gdy wyszłam, Michael zagwizdał.
-Nono, ładnie wyglądasz ^^
-A dziękuję - uśmiechnęłam się - to gdzie idziemy ? Do parku na spacer ? Albo nie....
-Czemu ?
-Pamiętasz ostatnio najazd fanek ? - podeszłam do niego , bardzo blisko - nie chcę, żeby to się powtórzyło....
-Spokojnie, kochanie .... Hmmm....Gdzie by tu ......
-A nie możemy zostać tu ?
-Możemy... - objął mnie w talii.
-No to super... - położyłam swe ręce na jego barkach.
Michael przybliżał twarz do mojej. W końcu nasze usta spotkały się. Michael całował delikatnie. Mój telefon zaczął dzwonić. Odsunęłam się niechętnie od Michaela. Podeszłam odebrać komórkę, Andrea, no a jak. Michael podszedł do mnie od tyłu i położył dłonie na mojej talii.
-Halo ?
-Hej Susie, mam nadzieję, że pamiętasz jeszcze o swojej przyjaciółce.
-No jasne, Andrea - dałam całusa w policzek Michaelowi - a co ?
-Ostatnio się nie odzywasz.
-Wiesz, nie mam czasu.
-Tak, bo ty tylko o tym Michaelu.
-A co , nie moge ?
-I co z tego, że to Twój idol ? Dla przyjaciółki powinnaś też mieć czas !
-To nie tylko mój idol.
-A kto ? Niby ?
-Nie mam czasu, bo Michael to mój chłopak. - Andrea nie odzywała się - Andrea. Halo ?
-Ccco?!?!?! Moge do ciebie przyjść ?!?!?!
-Najpierw się na mnie drzesz, a potem nagle ni z tąd ni zowąd jak się dowiadujesz o Mike'u to chcesz przyjść /!?!?!
-Emm...
-Wiesz co....Nie mam ochoty z toba gadać. Pa - rozłączyłam się.
-Co sie stało, kochanie ? - spytał Mike.
-Ehhh...Moja, wiesz, "przyjaciółka" , najpierw się na mnie drze, a potem jak jej o Tobie mówię, że jesteś moim chłopakiem, to ona już nagle miła jak owieczka.
-No to nie miłe...
-Ja to wiem....
-Hmm...okey....Co byś chciała porobić ?
-Wiesz...hm...
Usłyszałam trzask w moją szybę. Wyrwałam się z uścisku mojego kochanego i podbiegłam do okna. No nie. Wiesz kto to ? Sanchez !!! Taki gościu, co zawsze mi na złość robi. Otworzyłam okno.
-Czego, Sanchez ?
-Wyjdziesz pograć w noge ?
-Nie.
-Czemu ?
-Spędzam czas z moim chłopakiem. A co ?
-Uuuu.
-Ej weź, spadaj ! - krzyknełam i zamknęłam okno.
-Zrobić coś z tym gościem ? - spytał Michael.
-Nie, spokojnie. To taki kolega z podwórka.
-Aha, no ma szczęście, że szyba się nie zbiła i nie trafiła Ciebie w głowę, hehe.
-No to wielkie szczęście, znając mojego pecha.
I zaśmialiśmy się oboje.

Wyjazd.

Dedyk for MajkeLova :*** MJstillalive :** i Sancheza xD
Obudził mnie trzask zamykanych drzwi.
-O , hey Susie , wstałaś .
-Masz coś na kostkę ?
-Mam mam ... - podał mi worek z lodem i bandaż.
Zawiązałam bandaż wokół nogi i położyłam lód.
Usłyszałam dzwonek telefonu , to chyba Michaela.
-Michael , ktoś do Ciebie dzwoni .
Michael podbiegł do skórzanej kurtki i wyjął z niej telefon.
-Halo ?
- ......
-Nie, żartujesz sobie.
-......
-Ale ja nie chcę !
-......
-Ehh....No dobra....
-......
-Do widzenia...
Rozłączył się i popatrzył na mnie ze smutną miną.
-Co znowu, Michael ?
-Muszę dzisiaj stąd wyjechać...
-Czemu?
-Bo...No...Sprawy rodzinne.
-Aha...OKey. - Wstałam nie zważając na ból pulsujący od kostki.
-Nie, susie, leż...
-Nie. Spakujmy się, jutro wyjedziemy i z głowy. - mówiłam coraz to płaczliwym głosem.
-Susie..
Podszedł do mnie. Odsunęłam sie i wzięłam walizkę. Położyłam ją na łóżku i zaczęłam pakować ciuchy. To była dramatyczna chwila. Nawet ja sama to zauważyłam. W końcu nie wytrzymałam, usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Pewnie sobie myślisz, że jestem dziwna, bo płaczę , dla Ciebie, z bezsensownego powodu. Ale to jest straszne. Spędziliśmy tu raptem 2, 3 dni. A teraz ma wyjechać załatwić sprawy rodzinne, potem nagrać płytę. Czyli dopiero za dwa lata się widzimy.
Michael był smutny. Podszedł do mnie, usiadł i pogłaskał po głowie.
-Nie martw się. Może uda mi się ją nagrać wcześniej.
-Uważaj bo uwierzę...
-Susie, mi też jest przykro. Ale obowiązki to obowiązki.
-Okey - wstałam. - Wstań, Michael.
Podeszłam do niego.
-Masz dzwonić do mnie codziennie. Nawet wieczorem.Okey ?
-No nie wiem czy dam radę...
-To co, Ty nagrywasz płytę cały dzień, aż do 24 w nocy ? !
-No nie...
-No widzisz. Jestem spakowana, a Ty ? Pakuj się. Będziemy mieli więcej czasu dla siebie u mnie w domu jak będziemy czekać na limuzynę.
-Okey ^^
Gdy już się spakowaliśmy, wyszliśmy na podwórko przed domkiem i czekaliśmy na limuzynę. Gdy się zjawiła, Michael, jak to on, musi być dżentelmenem, przynajmniej on tak mysli, wziął walizki i wrzucił do bagażnika. Gdy znajdowaliśmy się już w limuzynie, Michael przysunął się do mnie z zamiarem pocałowania mnie. Nie odmówiłam, skoro i tak ja teraz wysiądę, a on zostanie w limuzynie i odjedzie. Na dwa lata...Gdy wysiadłam dał mi jeszcze jednego całusa. Wzięłam walizkę, pomachałam do niego wolna ręką i weszłam do domu. Rzuciłam walizkę pod biurko, jak to miałam w zwyczaju, rzuciłam się na łóżko i tak leżałam. Spojrzałam na zegarek, o kurczę, 19:00. Kij z tym....I poszłam spać...

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Ałć!.

Z samego rana obudziło mnie słońce przezierające się przez zasłonki. Zamrugałam parę razy oczam.żałam tak , czy ja wiem , pięć minut i w końcu usiadłam po turecku . Odwróciłam głowę w stronę , gdzie zawsze spał Michael. Myslałam , że z nowu go nie ma. A tu proszę. Leży sobie i śpi. "Jak on słodko śpi" pomyślałam. Chciałam mu zrobić niespodziankę , tak jak on mi z rana. Ale nie mogłam się od niego oderwać. Coś mnie przyciągało. Położyłam się z nowu , lecz tym razem w stronę Michaela i patrzyłam się na niego. Tak strasznie chciałam go pogłaskać ! ... "Dla chcącego nic trudnego " pomyślałam i wyciągnęłam rękę w stronę jego głowy. Zaczęłam go głaskać po jego włosach , tych pięknych loczkach ... Potem po czole i po policzku. Pod nosem bez przerwy mówiłam "Kocham Cię " , no bo jak go tu nie kochać?Nagle jego ręka uniosła się i wylądowała na mojej ręce. Otworzył oczy i się uśmiechnął.
-Dzień dobry, kwiatuszku.
-Przepraszam , obudziłam Cię...- chciałam wziąść rękę , ale jej nie puszczał.
-Czekaj, Michael, musimy się przygotować, dziś idziemy na narty ! - uśmiechnęłam się pokazując zęby.
-Okey...-podsunął się do mnie i pocałował. Miał takie miękkie i ciepłe usta...
Odsunęłam się delikatnie , głaszcząc go po włosach. Wstałam, wzięłam ubrania odpowiadające wypadowi na narty i weszłam do łazienki. Gdy wychodziłam wpadłam na Michaela.
-O przepraszam...
-Nie szkodzi - mrugnął do mnie i wszedł tam, skąd wyszłam.
Wyszłam z sypialni,przeszłam przez hall i weszłam do kuchni.
"Co by mu zrobić na śniadanie...hmm...." zastanawiałam się. Wiedziałam, że woli zdrową żywność. Z resztą , jak i ja. Ale śniadanie musi być pozywne. Okey, zrobię owsiankę....
Kiedyś jak byłam mała, uielbiałam owsiankę, zawsze jeździłam do mojej babci, Gracey i ona mi ją robiła. Nauczyła mnie nawet jak ją robić. Dlatego nie miałam ze zrobieniem jej dla mnie i dla Michaela żadnego problemu.
Gdy już ją zrobiłam i postawiłam na stole, weszlam do sypialni i zapukałam do drzwi łazienki.
-Michael, kiedy Ty wreszcie wyjdziesz ?
Nikt nie odpowiedział. Poczułam czyiś dotyk na mojej talii.
-A kuku !
-Michael, a ja się już martwiłam !
-Nie musisz - mrugnął - co chcesz na śniadanie ?
-Już zrobiłam.
-Ejjjj - dał mi całusa w policzek.
-Owsiankę, lubisz ?
-Ty no kocham !
-No to choć.
Zdjęłam ( znów delikatnie ) jego ręce z mojej talii i weszłam do kuchni. Usiadłam na krześle (oczywiście odsuniętym przez Michaela) i zaczęłam zajadać. Gdy już zjedliśmy spytałam się Michaela:
-I jak, dobra ?
-Przepyszna !
-No to fajnie - uśmiechnęłam się. Wzięłam brudne naczynia,schowałam je do zmywarki i ubrałam się na stok.
-Michael, uwaga , jestem wielką niezdarą, mogę na Ciebie upaść- zaśmiałam się.
-Spokojnie, nie martw się, mi to tam pasuje.
Zjechalismy oboje na nartach ze stoku. Było świetnie. Nagle najechałam na kamyk (kurczę, jak przygotowali ten stok ?!?!) i się wywróciłam. Michael "podbiegł" do mnie i przykucnął.
-Susie, nic Ci nie jest ?
-Nie, zaraz stanę....-próbowałam wstać, ale nie dalam rady. Kostka strasznie mnie bolała.
-Ała!
-Susie, co jest ?
-Kostka mnie boli :(
-Choć,zaniosę Cię - zdjął narty sobie jak i mi, nawet ich nie wziął , zostawił je tak, wziął mnie na ręce i zaniósł do domku.
-Michael, ja jestem ciężka....
-Co Ty. Jesteś strasznie leciutka.
-Hahaha, bardzo śmieszne, gdzie ukryta kamera? - zaśmiałam się.
-Przestań Susie....
Weszliśmy do domku, Michael zdjął ze mnie kombinezon i położył na łóżku. Sam też zdjął z siebie kombinezon. Usiadł koło mnie.
-Chcesz gorącej czekolady ?
-Nie dziękuję. Posłuchaj. Chciałam Cię przeprosić. Przeze mnie nawet na nartach sobie nie pojeździłeś. Pewnie to najgorszy wyjazd w Twoim życiu. Przepraszam...
-Coś Ty ! Najlepszy !
-Tak ? No to zób czkolady :D
-Haha , okey :D
Gdy już zrobił czekoladę, przyszedł, ułożył się wygodnie obok mnie na łóżku (stykalismy się ramionami) więc urządziliśmy pogawędkę.
-Susie. Słuchaj. Jestes moim oczkiem w głowie. Ale gdy wrócimy do Twojego domu, będę musiał wrócić do ojca i braci.
-Michael, żatujesz - popatrzyłam się na niego.
-Nie. Muszę wrócić. Ojciec ma co do mnie i co do braci wiele planów, ale gdy nagram swoją własną płytę, wtedy się spotkamy.
-Michael, nie , blagam...-odstawiłam czekoladę na komódkę, wzięłam czekoladę od Mike'a i teżją odstawiłam.
Przyuliłam się do niego. Nie mógł, nie pozwalam. To co, za ile to lat się spotkamy? Zaczęłam płakać.
-Susie, nie płacz ... - pogłaskał mnie po włosach.
-Michael , a kiedy masz zamiar spotkać się z nowu ze mną ? Kiedy nagrasz tą płytę ?
Przełknął głośno ślinę.
-Za dwa lata...
Nie nie,co on gadał, halo, kto mnie obudzi ?
-Ale obiecuję, że zagrasz ze mną w teledysku. Masz tu karteczkę z moim nr telefonu. Zapisz sobie do razu. Ja mam Twój. Spokojnie. Będę dzwonił. Możę dam radę Cię odwiedzić.
-Żartujesz - wstałam i skrzyżowalam ręcena piersiach.
Michael objął mnie od tyłu i pocałował w szyję.
-Nie żartuję. Wytrzymasz. A teraz możę się zdrzemnij, ja idę do apteki po coś na kostkę.
-Okey...-dałam mu calusa.
Nakryłam się kołdrą. Usłyszałam zamykane drzwi. W końcu moje oczy zrobiły się ciężkie i zasnęłam...

Szpital.

Obudziłam się i przeciągnęłam. Odwróciłam głowę, by zobaczyć, czy Michael śpi. Ku mojemu zdziwieniu , nie było go. Zerwałam się na równe nogi. Gdy tak stanęłam na środku pokoju , poczułam zapach smażonych jaj. Przeszłam z sypialni do kuchni. Gdy się w niej znalazłam , zobaczyłam Michaela , który stał przy drewnianym , białym blacie i smaży coś na patelni. Był jeszcze w pidżamie , jak i ja. Zaszłam go od tyłu i dałam całusa w policzek.
-Hej - uśmiechnęłam się.
-O, hej , już wstałaś ?
-Tak. Bo wiesz...Śnił mi siękoszmar...
Michael przełożył jajka na dwa talerze, postawił je na blacie , odwrócił się do mnie i słuchał dalej.
-No że...Ktoś we mnie strzeli. Wiesz. Wiem, głupi sen...
-Nie, no coś Ty...
Przytuił mnie do siebie. Usłyszałam odgłos rozbijanej szyby. Potem odczułam ból. I jak tomam w zwyczaju. Światło zgasło. Tylko przez chwilę słyszałam zdesperowany głos Michaela "O Jezu, Susie ! "
Czy ja jeszcze żyję ? Czy jestemw niebie ? Rozmyslałam. Ale nie tylko o tym. Przed oczami widziałam twarz Michaela. Te jego piękne oczy...
Nagle z namysłów wyrwały mnie krzyki. Wśród tych nieznanych głosów poznałam jeden. Jak się domyślasz, Michaela. Krzyczał, aby mnie uratowali. Otworzyłam lekko swoje oczy. Zauważyłam lampy nad moją głową, które przemijały mi przed oczami. Michael podbiegł do mnie. Zaczął krzyczeć.
-Obudziła się, zróbcie coś, przecież jesteście lekarzami , błagam Was ! - krzyczał przez łzy.
Co ja zrobiłam ... Michael cierpiał. Przeze mnie. Co mogłam zrobić ? Nienawidziłam , gdy płakał. Wzięłam się w garść. Tak nie może być! Zebrałam się w sobie i otworzyłam oczy. Drugi raz się w sobie zebrałam.
-Stop ! - krzyknęłam. Wszyscy popatrzyli się na mnie jak na wariatkę. Poczułam ból.Spojrzałam na rękę. Krwawiła niemiłosiernie.
-Dobra, wieźcie mnie na ten ostry dużur. Wyjmijcie tą kulę z mojej ręki , opatrzcie i zostawcie.
Wszyscy popatrzyli się na mnie z podziwem . Nie wiedziałam czemu, miałam to gdzieś. Zawieźli mnie do jakiegoś pomieszczenia, było całe zielone. Stała tam wielka lampa. Podeszła do mnie pielęgniarka z jakimś kubeczkiem w ręce. Uśmiechnęła się do mnie.
-Nie martw się, to środek przeciwbólowy. Uśpi Cię na moment.
Wypiłam posłusznie i położyłam się. Powieki stawały się coraz cięższe. W końcu usnęłam. Gdy otworzyłam oczy, leżałam w ładnym , kremowym pomieszczeniu, to, na czym leżałam było milsze od tego, na czym leżałam wcześniej. Tak, to było łóżko. Analizowałam pomieszczenie. Jak już mówiłam, było kremowe. Na suficie wisiała śliczna lampa. Koło mojego łżka stała sliczna drewniana komódka z nocną lampką. Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę!
Do mojego , można bypowiedzieć , "saloniku" , wszedł Michael.
-KOCHANIE !!! - krzyknął wbiegając. Podbiegł do mojego łóżka, kucnął i zaczął nawijać.
-Nic Ci nie jest ? Dobrze się czujesz ?
-Michael, spokojnie ... Już lepiej. Jutro mnie wypiszą ; )
-Pzepraszam ! - krzyknął i prztulił się do mnie.
-Co jest? Za co ? Pewnie jakiś dzieciak zabrał ojcu pistolet.
Do "saloniku" wszedł doktor.
-Panna Susie,tak ? Możemy już dzisiaj Cię wypisać ?
-Jasne .
-No to ja idę do gabinetu, apani niech się ubierze i przygotuje do wyjścia.
-Okey...
Miałam tylko pidżamę, zabrudzoną krwią. Dobra, i tak pojedziemy autem, czym ja się martwię ?
Weszłam do przebieralni i ubrałam zakrwawiony ciuch.
-Proszę, Susie - Michael dał mi swoją skórzaną kurtkę.
-O , dziękuję.
-Wszystko dla Ciebie.
Objął mnie. Biedny, ile się musiał nacierpieć !
Lekarz wszedł do "saloniku".
-Już. Do widzenia, niech panna na siebie uważa!
-No co pan nie powie - przewróciłam oczami. Ja nie jestem medium żeby wiedzieć, kiedy ktoś do mnie strzeli.
Gdy wyszliśmy ze szpitla, jak na zawołanie podjechała limuzyna.
Michael wziął mnie na ręce i do niej wsadził. Gdy wsiedlismy, wziął mnie na kolana i przytulił.
-Michael...mówiłeś o tym mojej mamie ?
-Nieee. Coś Ty. Jeszcze by nam zabroniła się spotykać, a tego bym nie przeżył!
-Ja też...
Przytulił mnie mocniej. Dojechaliśmy do domku. Nie mogłam uwierzyć, że to tak długo trwało ! Była już jakaś dziewiętnasta.
Michael wniósł mnie do domu pomimo moich stanowczych prostestów.
Zdjęłam jego skórzaną kurtkę i weszłam do łazienki.
-Michael ! - krzyknęłam zza drzwi - przyniesiesz mi pidżamę ? Ale nie tą zakrwawioną.
-Ma się rozumieć.
Na szczęście w łazience były duże ręczniki. Owinęłam się jednym z nich i czekałam na ubranie.
Wszedł do łazienki.
-Proszę, łaaał, ale Ci ładnie w mokrych wlosach i ręczniku - mrugnął do mnie.
-A dziękuję... - dałam mu całusa.
-No , wychodź, chcę się ubrać.
-Ah tak, przepraszam.
Wyszedł.Gdy już się ubrałam, umyłam zęby, uczesałam się i weszłam do sypialni. Michael tam stał i czekał na mnie.
-No kładź się.
-Okeey...
Weszłam do łóżka. Michael wyszedł i wrócił. Z tacą na której znajdował się talerz z naleśnikamiz syropem klonowym i szklanką soku pomarańczowego. Postawił ją na moich kolanach.
-Proszę - uśmiechnął się.
-O Michael, dziękuję!
Michael wszedł do łazienki a ja zaczęłam zajadać. W końcu nic dzisiaj nie jadłam. Gdy juz zjadłam akurat Michael wyszedł z łazienki. Już miałam wstać, by wyniesć brudne naczynia gdy nagle Michael podszedł i wziął tacę
-Ty masz odpoczywać, Słońce - dał mi całusa w policzek.
-Mam już dość odpoczywania - skrzyżowałam ręce na piersiach.
-Okeyy, jutro pójdziemy na narty. Zgadzasz się ?
-No jasne ! A teraz pójdę spać, żeby na juro mieć siły.
Położyłam się i zaczęłam zasypiać. Poczułam jak ktoś kładzie się na łóżku. Michael zaczął chyba bawić się moimi włosami. Były długie, do pasa, czarne i skręcone w loczki. Niektórzy nie lubili, gdy ktoś się bawił się ich włosami. Ale ja to lubiłam. Michael na koniec zaczął mnie głaskać po włosach i zaczął nucić jakąś kołysankę. Momentalnie usnęłam mówiąc przedtem :
-Kocham Cię, Michael.
-I love you more...
I usnęłam...

niedziela, 4 kwietnia 2010

Niespodzianka.

-Moja niespodzianka to..
-Czekaj, wyjdźmy z toalety.
-Popieram całkowicie.
Gdy wyszliśmy, Michael kontynuował rozmowę.
-Moja niespodzianka to wyjazd w góry!!!
-Serio ? Wow, Michael, zawsze chciałam tam pojechać!
-Cieszę się - uśmiechnął się - słyszałem, że masz ferie , dwa tygodnie, od dzisiaj, dlatego dzisiaj o 18:00 wyjeżdżamy.
-A co z mamą ? Wiem, że wyjechała na dwa miesiące, ale powinna wiedzieć, gdzie jestem. Zaufała mi.
-Spokojnie, już do niej dzwoniłem. Zgodziła się. I nie wiesz nawet, z jakim entuzjazmem to przyjęła.
-Wiesz, zawsze lubiłyśmy góry. Byłyśmy tam raz. Dlatego się tak cieszyła.
-Okey, Susie, pakuj się. Pomóc Ci?
-Nie, Michael. Mi samej pójdzie szybciej. O wiele szybciej.
-No okey...
-A może chciałbyś coś poczytać...
-A mogę pośpiewać?
-Okey, nie mam nic przeciwko temu.
Wyjęłam walizkę z szafy, położyłam na łóżku, otworzyłam i podeszłam do szafy. W tym samym czasie Michael włożył płytę do odtwarzacza i zaczął sobie śpiewać Don't Stop Till You Get Enough. Spakowałam ostatni top, zapięłam walizkę i zwróciłam się do Michaela :
-Już, możemy iść.
-Czekaj. Musimy poczekać na limuzynę.
-Będziemy jechać limuzyną? Super.
-No nie ?
- A czy Ty tez jesteś już spakowany?
-No jasne.
-Okey.
Michael skończył śpiewać, odłożył płytę na swoje miejsce i oboje usiedliśmy na moim łóżku. Zapanowała niezręczna cisza. Chciałam jakoś zagadać. Ale nie wiedziałam co go interesuje. Właśnie. Chciałam, aby był moim przyjacielem. Ale...Za mało go znałam. Może przez te dwa tygodnie lepiej go poznam...Odwróciłam się w jego stronę. Jego ciepłe, czekoladowe oczy, patrzyły się na mnie. Uśmiechnęłam się do niego i odwróciłam wzrok. Nie chciałam go urazić. Po prostu byłam nieśmiała i wstydliwa. Usłyszałam dzwonek mojego telefonu.
-Przepraszam, Michael - uśmiechnęłam się. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Zerknęłam na wyświetlacz komórki. Travis. Poznałam go w nerwach, więc w środku strasznie się martwiłam. Przekręciłam klamkę prowadzącą na balkon.
-Halo ?
-Dzień dobry, Susie.
-O co chodzi tym razem?
Żywiliśmy do siebie urazę.
-Michael mówił mi o planie. O tym wyjeździe w góry.
-Tak? I co w związku z tym?
Spojrzałam na Michaela. Przyglądał się mi. Pomachałam mu i wróciłam do rozmowy.
-Bądź dla niego miła. Staraj się mu okazywać...to samo, co on Tobie.
-Okey, spokojnie.
-Bo nie chcę, by był smutny. Sama wiesz, gdy on się śmieje, ludzie w pobliżu niego również.
-Okey, okey.
-To tyle, do widzenia.
-Do widzenia.
Nacisnęłam klawisz kończący rozmowę, schowałam komórkę do kieszeni i weszłam do pokoju.
-Kto dzwonił ? -spytał Michael nie odrywając ode mnie oczu.
-Emm...Travis...
-I co mówił ?
-Emm..Taka pogawędka, wiesz, ale tylko sobie nie myśl .No wiesz. Że ja i on.
-Nie, no spokojnie. To mój zaufany przyjaciel. Z resztą, ma żonę.
-Taka pogawędka, pytał się o...mamę.
-Aha - posłał mi uśmiech.
Usiadłam koło niego na łóżku. Spojrzałam na niego. Przysuwał się. Gdy był już jakiś centymetr od mojej twarzy, usłyszałam klakson.
-O, limuzyna, choć - zerwałam się z łóżka i wzięłam torbę.
-Chodźmy...
-Czemu się smucisz? - spytałam gdy podchodziliśmy do limuzyny.
-Nie ważne - mrugnął do mnie.
Otworzył mi drzwi - Panie przodem - uśmiechnął się.
-Hehe, dziękuję.
Gdy oboje już wsiedliśmy do auta, położyłam torbę na siedzeniu po mojej prawej. Michael siedział po mojej lewej. Auto ruszyło tak gwałtownie, że pchnęło mnie do tyłu. Zaczęłam rozmyślać. Czemu mu było smutno ? Hmm...Kurczę! Travis mówił, aby być miłym. Chyba wiem, co Michael miał na myśli... Zraniłam go..Ale ja nie chciałam! Okey, jakoś to mu zrekonpensuję...Nie wiem jak. Ale coś wymyślę...
Obróciłam się w jego stronę. Nadal się na mnie patrzył. Spojrzałam mu w oczy. Patrzyłam w nie głęboko. On patrzył w moje. Zaczął się zbliżać. Ja też zaczęłam. Wprost tonęłam w tych jego oczach. Byliśmy jeden centymetr oddaleni od siebie twarzami. Nagle auto gwałtownie zahamowało.
-Kurczę!! - krzyknął Michael.
-Przepraszam. To się więcej nie powtórzy. - odpowiedział szofer.
Uśmiechnęłam się szelmowsko do Michaela. Czemu ja go wcześniej odrzucałam?
Odwróciłam głowę i zaczęłam spoglądać przez okno. Mijaliśmy pola, łąki... Nagle zauważyłam w oddali zarysy gór.
-Michael, patrz jak pięknie!! Te pola i łąki są takie piękne...
-Jak Ty z resztą....
Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem w oczach. Nikt nigdy mi tego nie mówił. Nawet chłopak. A co dopiero Michael!
-Emm...-zmieszałam się. Poczułam, że robi mi się gorąco na policzkach. No nie, rumieńce!!!-Dziękuję Ci...
-Już dojechaliśmy! - krzyknął szofer.
Michael, oczywiście jak to on, otworzył mi drzwi i wziął dużą , ciężką torbę.
-Jejuuu, jak tu pięknie!!
-Na serio ? -spytał Michael, z ekscytacją w oczach.
-Tak ! -krzyknęłam i rzuciłam mu się w objęcia.
-Emm...przepraszam...
-No co Ty... - przytulił mnie.
Staliśmy tak chwilę.
-Okey - odsunęłam się od niego delikatnie, aby nie poczuł się odrzucony.
-Może wejdziemy do środka ?
-No chodźmy - uśmiechnął się.
W środku było pięknie. Meble z białego drewna, żyrandole...
Weszliśmy razem do sypialni. Otworzyłam szeroko oczy jak i usta. -Emm...Susie?
-Michael postaw te rzeczy, przeciążysz się..
-Co Ty , Susie...
-Mówię postaw!!!
-Okey...
Postawił. Podbiegłam do niego i przytuliłam się.
-Strasznie Ci dziękuuujęęęę - powiedziałam przez łzy - to najlepsze co mi się w życiu zdarzyło , nie tylko to, ale także spotkanie Ciebie. Jesteś najlepszym człowiekiem na świecie!! - przytuliłam go mocniej. Otarłam w końcu łzy i odsunęłam się o dwa centymetry. Popatrzyłam mu się głęboko w oczy i powiedziałam:
-Dziękuję..
Przysunęłam się do niego. Byliśmy minimetry od swoich twarzy. W końcu buch. Pocałowałam go. A on mnie. Objęłam go. Staliśmy tak chwilę. Delikatnie się odsunęłam.
-Kocham Cię.
-I love you more...
Przytuliłam go. To najlepsza rzecz, która mi się przytrafiła. W całym moim życiu. Odsunęłam się delikatnie.
-Rozpakuj się.
-Okey. A pomóc Ci?
-Niee, dam radę - mrugnęłam.
Rozpakowywaliśmy się jakąś godzinkę.
-Okey, Michael, idę się myć, jestem zmęczona...
-Okey, ja też.
-Mamy dwie łazienki ?
-No a jak - uśmiechnął się szeroko.
-Hehehe - zaśmiałam się.
Wzięłam szczoteczkę do zębów, pastę, pidżamę i szczotkę do włosów. Michael również. Oprócz szczotki oczywiście. Weszłam do wanny. Ciepła woda opływała me zmęczone ciało. Umyłam również głowę. Gdy już się "namoczyłam" , wyszłam, wytarłam się, ubrałam w pidżamę i zaczęłam myć zęby. Gdy już to zrobiłam, poszłam do sypialni. Michael już tam czekał.
Podeszłam do łózka, nakryłam się kołdrą i zwróciłam się do Michaela:
-Dobranoc.
-Dobranoc.
Przytulił mnie do siebie i zasnął, jak i ja..

sobota, 3 kwietnia 2010

Rany.

Dedykacja dla Agness4 i MJstillalive ;**
-Suuusieeee- usłyszałam głos mamy.
Była, jak oszacowałam, siódma rano.
-Dzięki, że mnie budzisz - odkrzyknęłam i schowałam się pod kołdrą.
Mama weszła do mojego pokoju.
-Ktoś dzwoni.
Podbiegłam i wzięłam komórkę.
-Halo ? - powiedział niski głos mężczyzny.
-Mamo, wyjdź powiedziałam mamie. Zrobiła to, o co prosiłam.
-Jestem przyjacielem Twojej mamy i Michaela. Mam na imię Travis. I nie ukrywam, że mam do Ciebie pewną sprawę...Bo widzisz...Michael był wczoraj...taki smutny...
-Tak ? - spytałam nieco zdziwionym głosem - Przecież rano był taki....promienny, szczęśliwy....
- No właśnie... nikomu nic nie chciał powiedzieć... wiem tylko że jak przebierał się do sesji zdjęciowej.. to w jego ubraniach znaleziono kartkę....
-Kartkę? - odpowiedziałam nieco zdziwiona - okey...ale dlaczego dzwonisz z tym do mnie ?
-Bo i Ty chyba masz coś z tym wspólnego....NA PEWNO masz coś z tym wspólnego !!! - odpowiedział nieco zdenerwowany Travis.
-Ja ? Jak to ? Nie rozumiem...-odpowiedziałam. Co ja niby mam z tym wspólnego ?
-Ok, spokojnie...-uspokoił się Travis - na tej kartce pisze "Każdy chyba wie, że kocham Michaela... ale jaki jest tego sens, jeżeli wiem, że on mnie olewa? Nawet, jak kiedyś go poznam (co jest niemożliwe) to on mnie będzie olewał..."
- No wiesz... - Travis ściszył głos - Michael bardzo przeżywał, jak zemdlałaś na jego koncercie.. Jesteś dla niego ważna...
-JA?! - Krzyknęłam na cały dom - To niemożliwe?
-Ciiiiszej... - powiedział Travis - Nic o tym nie wiesz! Jasne?!
- Tak, okej... - powiedziałam, dalej będąc w szoku
- Okej... Więc teraz... jak coś ci się przypomni dzwoń natychmiast....
Travis dalej jeszcze coś mówił, ale ja już tego nie słyszałam. Ja ważna dla Michaela? Nie, to nie możliwe... To nie dzieje się na prawdę...
- Ok, rozumiesz? To ja muszę kończyć. Do widzenia - powiedział w końcu Travis. Zdawało mi się, że wręcz czekałam na te słowa.
- Cześć - odłożyłam słuchawkę i siadłam na łóżku. Oparłam się o ścianę i słyszałam jakby słowa Travisa "Jesteś dla niego ważna"

- Susie! - usłyszałam głos zbliżającej się do pokoju mamy - co ty, ogłuchłaś?!
-Co, ale...-rozejrzałam się po pokoju.
-Kochana, wołam Cię chyba z 10 raz!!! Śniadanie na stole!!!
-Dobrze, a która jest godzina?
-Ósma! Ile można rozmawiać przez telefon???
-Ósma? Okey, już idę...
Jedząć śniadanie ciągle myślałam o tej rozmowie. I nie było mi wcale łatwiej, bo Michael siedział na wprost mnie. Byłam na tyle zamyślona, że kanapka z serem wylądowała na podłogę, a sok pomarańczowy na mojej nowej pidżamie. Michael zaczął się śmiać, ale ten jego śmiech był taki cudowny, że dołączyłam się do niego.
Cały dzień męczyła mnie ta jedna myśl. Chciałam ją za wszelką cenę wyrzucić z mojej głowy, jednak wszystko dziś kojarzyło mi się z Michaelem. Więc nic dziwnego, że wywołana do odpowiedzi przez panią od matematyki , cała klasa usłyszała okrzyk "Michael Jackson". Idąc tak przez ulicę do domu ( przy okazji wpadając na latarnię uliczną), poczułam, jakby...ktoś mnie śledził... Jednak trudno jest zobaczyć kto Cię śledzi w tłumie samochodów i ludzi. Więc postanowiłam się tym nie przejmować. Szłam tak 5 minut i skręciłam w mniej ruchliwą uliczkę. Nagle zauważyłam, że za mną, jak cień, jedzie limuzyna, gdy nagle otworzyło się okno. Zobaczyłam w nim nikogo innego, niż Michaela.
-Podwieźć Cię? - krzyknął do mnie.
W panice zaczęłam się rozglądać i podbiegając do limuzyny powiedziałam.
-Michael, jeszcze ktoś Cię zobaczy !!
-Oj tam...-odpowiedział uśmiechając się - wsiadaj !
Drzwi limuzyny otworzyły się. Niestety, jak to ja, byłam niezdarna, wsiadając, zachwiałam się i wylądowałam prosto w objęciach Michaela.
Gdy niechętnie próbowałam wstać do pionu, zorientowałam się, że Michael mnie przytula i ani myśli mnie puścić. Poczułam się głupio. Może to była prawda, to co mówił Travis? Coraz więcej rzeczy na to skazywało. Nie miałam pojęcia, co robić, bo sytuacja była trochę głupia.Nagle Mike zaczął mnie zciskać.
-Michael...tez Cię bardzo lubię...ale...duuusiiiisz!
-O....przepraszam cię...
Jechaliśmy limuzyną, ale nie wiedziałam gdzie. Zaparkowalismy przy wesołym miasteczku.
-Michael, oni Cie tam zobaczą...
-I co z tego...
Wysiedlismy i podeszlismy do kolejki górskiej. Nagle z e wszystkich stron nadbiegły dziewcvzyny, fsnki. Popchnęły mnie, upadłam i skaleczyłam sobie brew i wargę.
Popatrzyłam sie na Michaela. Kolesie z limuzyny wybiegli mu na pomoc. Popchnęli mnie. Z nowu. Poczułam się jak śmiec. "Koniec tego koszmaru" rozpłakałam się. Smutna i przerażona , pobiegłam do domu. Rzuciłam torbe pod biurko , rzuciłam sie na łóżko i zaczęłam płakać. Zaczęłam zauważać pewną ważną sprawę. Michael był dla mnie ważną osobą. Wcześniej leciałam na jego wygląd. Tak jak na koncercie...Ale...Teraz...Jego zachowanie, uśmiech....Przypomniałam sobie, że się zraniłam. Wyszłam więc do łazienki , się odświeżyć i tak dalej. Usłyszałam zamykane za sobą drzwi od mojego pokoju. Zaczęłam przykładać waciki z wodą utlenioną do ran. Krzyknęłam z bólu. Mamy n a szczęście nie było w domu. Wyjechała na miesiąc. Nagle drzwi od łazienki otworzyły sie, Michael wbiegł i przytulił mnie do siebie:
-Susie, Susie, nic Ci nie jest??
Odsunęłam sie od niego. Pokazałam na rany.
-Jak widzisz, jest.
-Przepraszam...- odsunął się znacznie - chciałem, by było..fajnie, miło...roma....nie wazne..Nie chciałem aby Ci się coś stało.
-OKey, Michael...
Zauważyłam łzy w kącikach jego oczu.
-Michael, nie, nie mów, że będziesz płakac.
W tym momencie jedna łza poleciała po jego policzku.
-O Michael! -przytuliłam go do siebie. Biedny! Chciał zrobić dla mnie coś miłego i mu nie wyszlo :(
-Wybacz mi susie...
-Już dawno Ci wybaczyłam...
-Wiesz co, Susie, chcę Ci coś powiedzieć...To taka, niespodzianka...